Prof. Wojciech Roszkowski: Książeczki mieszkaniowe to była propaganda

Prof. Wojciech Roszkowski, historyk z Polskiej Akademii Nauk

Publikacja: 20.02.2020 06:58

Prof. Wojciech Roszkowski

Prof. Wojciech Roszkowski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Rząd chce się zorientować, ilu Polaków ma jeszcze książeczki mieszkaniowe i jakie wiążą się z tym wydatki z budżetu państwa. Najmłodsi pewnie nawet nie wiedzą, czym są owe książeczki.

Dzisiaj bierze się kredyt, kupuje się mieszkanie i później się je spłaca. W PRL było na odwrót – najpierw trzeba było płacić, a dopiero potem można było dostać mieszkanie. Był to rodzaj kredytu, który państwo zaciągało u obywateli. Książeczki były skierowane głównie do młodych małżeństw – był to element propagandy.

W jaki sposób odkładało się pieniądze?

Trzeba było terminowo wpłacać pewną kwotę określoną przez normy. W kolejce po mieszkanie byli równi i równiejsi. Jeżeli ktoś wpłacał te same sumy co inni, ale był związany ze spółdzielnią czy partią, to przydział mieszkania był nagrodą za lojalność. Szary obywatel, który nie był członkiem partii, musiał czekać wiele lat.

Czytaj także:

Stara książeczka mieszkaniowa na nowe wydatki

Młodzi lewicowi aktywiści twierdzą, że w PRL było łatwiej o mieszkania niż dzisiaj, bo państwo prowadziło aktywną politykę mieszkaniową.

W PRL to był wielki problem – ludzie wchodzący w dorosłe życie potrzebowali mieszkań. Były różne programy socjalne, ale to była kropla w morzu potrzeb. Głód na mieszkania był ogromny. W najbardziej zniszczonych miastach warunki były dramatyczne. Sam pamiętam, jak z rodziną mieszkaliśmy w jednym pokoju. Jeden z moich kolegów z dzieciństwa mieszkał w suterenie, gdzie nie miał nawet podłogi. Z czasem się poprawiało. Ale porównywanie sytuacji młodych dzisiaj z młodymi ludźmi wtedy jest zawodne.

Jak wyglądała polityka mieszkaniowa w czasach PRL?

Tak naprawdę budowa mieszkań była na bardzo odległym miejscu w priorytetach polityki gospodarczej PRL. Był to system, który skupiał się przede wszystkim na przemyśle ciężkim i zbrojeniowym. Inwestycje skierowane ku podniesieniu stopy życiowej były na szarym końcu. Drugą rzeczą jest to, że państwo wykorzystywało oszczędności ludzi. Gromadzili oni pieniądze na książeczkach mieszkaniowych, a państwo często brało je na inne potrzeby. Dlatego obywatele tak długo czekali na mieszkania.

Rząd chce się zorientować, ilu Polaków ma jeszcze książeczki mieszkaniowe i jakie wiążą się z tym wydatki z budżetu państwa. Najmłodsi pewnie nawet nie wiedzą, czym są owe książeczki.

Dzisiaj bierze się kredyt, kupuje się mieszkanie i później się je spłaca. W PRL było na odwrót – najpierw trzeba było płacić, a dopiero potem można było dostać mieszkanie. Był to rodzaj kredytu, który państwo zaciągało u obywateli. Książeczki były skierowane głównie do młodych małżeństw – był to element propagandy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona