Przed nami jeszcze kilka lat wzrostu cen mieszkań, pytanie tylko o tempo – wynika z prognoz analityków.
Zdaniem Jarosława Jędrzyńskiego, eksperta portalu Rynekpierwotny.pl, scenariusz podwyżek rzędu 10 proc. w skali roku jest bardzo prawdopodobny. Wszystko za sprawą jesiennej decyzji rządu o szybkim podnoszeniu płacy minimalnej. Pierwszą jaskółką tej korelacji miałoby być zaskakujące odbicie sprzedaży mieszkań w IV kwartale ub.r.
– 2019 był rokiem nowych obietnic w związku z jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Rząd wyznaczył jasną ścieżkę wzrostu płacy minimalnej: w 2024 r. taka pensja ma wynosić już 4 tys. zł brutto, a więc o prawie 80 proc. więcej niż w 2019 r. Mocny wzrost sprzedaży mieszkań w IV kwartale świadczy o tym, że rynek zrozumiał: wszystko będzie drożało – mówi Jędrzyński. – Wzrost pensji minimalnej przełoży się na wzrost średniej płacy o 50–60 proc., w podobnym tempie mogą podrożeć mieszkania. Taki scenariusz wzrostu cen lokali wydaje mi się najbardziej prawdopodobny – zaznacza.
Zdaniem eksperta o bańce na rynku będzie można mówić dopiero wtedy, kiedy ceny mieszkań oderwą się od fundamentów, czyli zarobków. – W hossie z lat 2004–2008 średnia płaca wzrosła o 27,5 proc., płaca minimalna o 36,6 proc., tymczasem ceny mieszkań zostały spekulacyjnie wywindowane aż o 150 proc. Dziś ceny lokali i płace są ściśle skorelowane. Na razie nie widać, by ten stan rzeczy miał się zmienić – mówi Jędrzyński.