Mężczyzna pływał ze swoim dorosłym synem w wodzie do pasa zaledwie 15 metrów od brzegi. Rekin, którego długość oszacowano na około dwa metry, ugryzł go w brzuch, klatkę piersiową i biodro. Wciągnął go też pod wodę. Mężczyzna przeżył m.in. dlatego, że usiłował się bronić. Ma poranione ręce, którymi odpychał drapieżnika.
- Ten człowiek został zaatakowany tuż przed wieżą ratowniczą — mówi Justin Gibbs, szef zespołu kryzysowego Hyde County. Udało się go błyskawicznie podjąć z wody i przetransportować przytomnego helikopterem do szpitala.
Człowiek ten jest już siódmą ofiarą ataków rekinów u wybrzeży Karoliny Północnej w ciągu ostatnich tygodni. Już teraz jest ich więcej, niż średnio w ciągu roku. Dotknięte tą plagą jest również wybrzeże Karoliny Południowej. Seria rozpoczęła się 15 maja od ataku na Sullivan's Island, 14 czerwca doszło do dwóch ataków tego samego dnia na Oak Island. Ofiarami były dzieci — 13-letnia dziewczynka i 16-letni chłopiec pogryzione w odstępie zaledwie 90 minut. Dzieci straciły w tych wypadkach ręce.
Później rekiny atakowały 23 i 24 czerwca oraz — ponownie dwa razy 26 czerwca w oddalonych od siebie miejscach. Ostatnie incydenty zarejestrowano w północnej części wybrzeża Karoliny Północnej — w okolicach Ocracoke, Avon i Waves.
Według Shark Attack File prowadzonego przez Muzeum Historii Naturalnej Florydy już obecnie rekiny pobiły swój „rekord". W 2010 roku doliczono się w sumie pięciu ataków w tym stanie. Trzy spośród 52 potwierdzonych ataków od 1935 do 2014 roku okazały się tu śmiertelne. W całych Stanach Zjednoczonych dochodzi do 30-40 ataków rocznie.