Reklama

"Korsarz": Odwaga podszyta niepewnością

Czwartkowa premiera „Korsarza" w Warszawie to pierwsze wielkie widowisko na polskich scenach w czasie pandemii. Do normalności w teatrach jeszcze jednak daleko.

Aktualizacja: 14.09.2020 19:58 Publikacja: 14.09.2020 17:49

Manuel Legris podczas próby „Korsarza” z tancerzami Polskiego Baletu Narodowego

Manuel Legris podczas próby „Korsarza” z tancerzami Polskiego Baletu Narodowego

Foto: TW-ON, Ewa Krasucka

W przypadku tego tytułu rygor sanitarny musi być szczególny. „Korsarz" – trzyaktowy balet klasyczny z kilkudziesięcioosobową obsadą – w XIX wieku cieszył się ogromną popularnością, dziś próbują się z nim zmierzyć jedynie duże zespoły. I nawet jeśli francuski choreograf Manuel Legris, dyrektor Wiener Staatsballett, który z Polskim Baletem Narodowym przygotowuje czwartkową premierę, dokonał pewnego uproszczenia wątków, to „Korsarz" nadal pozostaje zaprzeczeniem spektaklu kameralnego, po jakie dziś sięgają teatry.

Opera Narodowa jako pierwsza ogłosiła – jeszcze przed wakacjami – swoje plany na cały sezon, przygotowane z rozmachem, jakby nie było pandemii. Już w początkach października ma się odbyć kolejna duża premiera – „Werther" Julesa Masseneta.

– Jesteśmy odważni, ale chciałbym, żeby nasza odwaga stała się zaraźliwa. Odrabiamy to, co zabrał czas pandemii. Premiera baletu „Korsarz" była szykowana na marzec, „Werthera" na maj – powiedział „Rzeczpospolitej" dyrektor Waldemar Dąbrowski. – Myślimy pozytywnie, choć życie może wszystko skorygować. Pandemia powywracała przecież kalendarze wielu instytucji i artystów, ale w tym drugim przypadku dała nam szansę. Dlatego w tym sezonie wystąpi u nas dwukrotnie Piotr Beczała, także jako Werther, Aleksandra Kurzak zaśpiewa w „Madame Butterfly", w trzech różnych rolach będziemy oglądać Tomasza Koniecznego.

Małe spektakle

Do czerwca 2021 roku w Operze Narodowej mają się odbyć jeszcze cztery premiery. Inne teatry operowe postępują zdecydowanie ostrożniej, ujawniając plany co najwyżej na najbliższe trzy miesiące. Jako pierwsza wystartowała jeszcze w sierpniu Opera Bałtycka w Gdańsku z przełożoną z maja premierą „Wehikułu czasu" Francesca Botigliera. Jest to jednak spektakl adresowany do młodych widzów i jedynie z czwórką wykonawców na scenie.

Teatry szukają rzeczy kameralnych, mających luźny związek z operą. Opera Śląska w Bytomiu rozpoczęła niedawno działalność premierą sztuki, a właściwie monodramu „Callas. Master Classes". Punktem wyjścia są tu kursy mistrzowskie, jakie ta wielka gwiazda operowa prowadziła w Nowym Jorku, gdy sama już nie występowała. Ze zgrabnego tekstu Terrence'a McNally'ego wielki przebój teatralny uczyniła u nas Krystyna Janda. W Bytomiu w Marię Callas wcielają się śpiewaczki Opery Śląskiej, jej uczniami są inni soliści tego teatru. Warszawska Opera Kameralna zapowiada z kolei premierę popularnego „Kwartetu" niedawno zmarłego brytyjskiego dramaturga i scenarzysty Ronalda Harwooda. Jego sztukę z życia emerytowanych śpiewaków operowych zekranizował kilka lat temu Dustin Hoffman.

Reklama
Reklama

Dobrym pomysłem na działalność w pandemii są spektakle baletowe, zwłaszcza gdy mogą być prezentowane do muzyki odtwarzanej z taśmy. Zapewnienie bezpieczeństwa sanitarnego dla muzyków w ciasnym na ogół kanale orkiestrowym to jeden z najtrudniejszych problemów do rozwiązania w teatrach. Od baletowego spektaklu „Dzieci z dworca ZOO" rozpoczęła więc sezon Opera na Zamku w Szczecinie; Teatr Wielki w Łodzi ratuje się wznowieniem nieśmiertelnego, a wciąż popularnego „Greka Zorby".

Czas na remonty

W tych trudnych czasach instytucje nie tylko w Polsce uciekają w remonty. W Europie tak zrobiła na przykład Opera Paryska, u nas od dawna zapowiadana modernizacja sceny rozpoczęła się w Teatrze Wielkim w Poznaniu. W tym sezonie grane będą jedynie spektakle w maleńkiej salce kameralnej, zespół baletowy zaanektował Aulę Artis w Poznaniu, a kilka premier małoobsadowych oper szykowanych jest w innych miastach Wielkopolski. Do końca roku ma też trwać remont głównej siedziby Warszawskiej Opery Kameralnej. Na drugiej scenie w Basenie Artystycznym opery nie będzie.

Niektóre teatry preferują na początek koncerty. Tak zrobiła Opera Nova w Bydgoszczy, pod koniec września galowe koncerty z udziałem zagranicznych śpiewaków zapowiada Opera Wrocławska. Nowa dyrekcja, która przejęła ten teatr dopiero latem, ciągle jest jeszcze na etapie ustalania planów. Od koncertu plenerowego w miniony weekend rozpoczął się sezon w Operze Krakowskiej.

– Zabezpieczamy się na rozmaite sposoby, zakładając jednak, że sytuacja będzie w miarę normalna. Żadnej opery Wagnera szybko jednak nie zagramy, ale Mozarta zapewne będzie łatwiej – powiedział niedawno „Rz" dyrektor Opery Krakowskiej, Bogusław Nowak. W tym teatrze zakończyły się się letnie prace remontowe i w czwartek odbędą się pierwsze w sezonie spektakle – „Normy" Belliniego, któremu bliżej właśnie do Mozarta niż Wagnera. Ujawniony został repertuar do końca 2020 roku z jedną premierą, ale za to widowiskową. Ma to być „Orfeusz w piekle" Offenbacha, do którego próby wiosną przerwała pandemia.

Premier z pewnością będzie w tym sezonie mniej, a niektóre w szczególnie obowiązujących rygorach zapowiadają się wręcz tajemniczo. Do takich należy choćby wielkie dzieło Beethovena „Fidelio", szykowane w Operze Bałtyckiej na 3 października. Czy da się je wystawić z orkiestrą i chórem w tej niedużej sali wypełnionej publicznością jedynie w połowie? Czy widzów nie będzie mniej niż wykonawców?

Gdańsk nigdy wcześniej nie odważył się sięgnąć po „Fidelia", ale okazja jest szczególna. Opera Bałtycka ma 50 lat.

Kultura
Waldemar Dąbrowski znowu na czele Opery, tym razem w Szczecinie
Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama