Jeszcze przed warszawskimi koncertami Eda Sheerana było głośno o tym, że 10 tysięcy posiadaczy biletów kupionych na pirackim portalu Viagogo nie weszło na koncert gwiazdy. Każdy, kto chciał się dostać na PGE Narodowy, musiał pokazać bilet kupiony u autoryzowanego przez artystę dystrybutora, z nazwiskiem oraz dowodem tożsamości potwierdzającym, że jest się pierwszym nabywcą biletu. Bilety odkupione od innych nie były honorowane.
Potężne serwery
W Polsce handlarzy spekulujących biletami nazywa się konikami, w Ameryce zaś skalpownikami, a ich proceder skalpingiem, ponieważ windując ceny biletów na niebotyczny poziom – odzierają fanów z pieniędzy. Tylko w Ameryce koniki rocznie zarabiają 8 mld dolarów.
Skalpowanie na masową skalę jest problemem dla artystów i fanów od czasu, gdy sprzedaż biletów odbywa się głównie w internecie. Sytuację w sieci można porównać do kolejki, w której nie decyduje kolejność, lecz siła łokci i pięści w pchaniu się do kasy. Skalpujące firmy, korzystając z potężnych serwerów, blokują indywidualnych klientów i wykupują nawet do kilkudziesięciu procent biletów. Potem odsprzedają je z zyskiem przez swoje portale.
Prezenterka Barbara Kurdej-Szatan, która nie dostała się na show Sheerana, skorzystała z portalu Viagogo. Firma powstała w Londynie w 2006 r., jest krytykowana za podwyższanie cen biletów i odmowę współpracy z artystami, którzy próbowali zapobiec odsprzedaży.
Viagogo założył Eric Baker związany wcześniej z amerykańską skalperską firmą StubHub stworzoną w 2000 r., która została kupiona przez eBay za 310 mln dolarów. Proceder wymyślił z kolegą ze Stanford University, biorąc udział w konkursie na nowe startupy. Wycofał się z finału w obawie, że ktoś wykorzysta jego pomysł na biznes, zanim wdroży go w życie.