Gwiazda pierwszych dni, 74-letni Aleksiej Lubimow to przecież artysta sprawdzony, grający na XIX-wiecznych fortepianach, który swoje występy przemienia w niepowtarzalne seanse muzyczne. Tak było i tym razem.
W przyciemnionej sali, niczym mag, przeplatał Bacha z Chopinem i Mozartem, nie czyniąc niemal przerw, łącząc kolejne utwory własnymi, krótkimi improwizacjami. Potrafił czarować wspaniałą różnorodnością miękkich dźwięków, które wydobywał z pianina Pleyela. O ten XIX-wieczny instrument wzbogacił się właśnie Narodowy Instytut Fryderyka Chopina.
Natomiast swoistym objawieniem stał się Piotr Alexewicz. 18-letni wrocławianin dostał szansę własnego recitalu i podszedł do niej niesłychanie ambitnie. Wybrał rzeczy rzadkie i trudne: cykl wariacji Mendelssohna i romantycznie rozwichrzoną Sonatę h-moll Liszta, znaną z legendarnych wykonań pianistycznych sław.
W obu utworach nie uległ pokusie, będącej częstą dolegliwością młodych muzyków. Nie atakował słuchaczy przesadnie głośnym forte, a jego palce nie goniły szaleńczo po klawiaturze. Zachował proporcje brzmień i temp, a ze zbioru wariacji i z potężnej sonaty o nieustannie zmieniających się nastrojach starał się stworzyć zamkniętą formę.
Festiwal pokazuje, jak toczą się losy zwycięzców ostatniego Konkursu Chopinowskiego. Zwolennicy frakcji kibicującej wówczas Kanadyjczykowi Charlesowi Richardowi-Hamelinowi mogą mieć powody do satysfakcji. Dziś to dojrzały i świadomy celów artysta. Jego recital złożony z utworów Roberta Schumanna i kompletu ballad Chopina był przykładem mądrej, wnikliwej i przykuwającej uwagę pianistyki.