Mało kto wie, że będzie to już druga wizyta meksykańskiego artysty we Wrocławiu. Był kilka miesięcy temu, ale tylko na... widowni. Przyjechał zobaczyć występ amerykańsko-włoskiej śpiewaczki, Joanny Parisi, która w premierze „Trubadura" Verdiego w Operze Wrocławskiej wystąpiła w roli Leonory.
Ramón Vargas uwielbiał śpiewać od najmłodszych lat. Opowiadał w jednym z wywiadów, że był dzieckiem bardzo nieśmiałym. Pewność siebie odzyskiwał tylko wtedy, gdy mama stawiała go na krześle, a on mógł się wówczas popisywać przed gośćmi, którzy odwiedzali ich dom.
Nic więc dziwnego, że szybko trafił do chóru chłopięcego w bazylice w rodzinnym Mexico City. Kiedy przeszedł mutację, sądził jednak, że jego przygoda z muzyką się zakończyła. W jego rodzinie, w której Ramón miał sześć sióstr oraz dwóch starszych braci, nikt nie myślał przecież, by pomóc mu w ewentualnej karierze. Dopiero spotkany przypadkiem dawny nauczyciel śpiewu powiedział mu: „Zostałeś tenorem, to jest twój czas, nie zmarnuj go!". I zmusił Ramóna do dalszego kształcenia głosu.
Po pierwszych profesjonalnych sukcesach w operowych spektaklach w Meksyku w 1986 roku Ramón Vargas postanowił pojechać do Włoch, by wziąć udział w Konkursie im. Enrica Caruso. Brał wtedy ślub z ówczesną żoną Amalią i zamiast prezentów zebrał od gości pieniądze potrzebne na podróż.
Kiedy dotarł na pierwsze przesłuchanie do La Scali, niespodziewanie przed teatrem zobaczył swego idola, Giuseppe di Stefano. Odważył mu się przedstawić i okazało się, że ten legendarny tenor, z którym potem się zaprzyjaźnił, ma ogromny sentyment do Meksyku.