To prawda. Uczyłem się grać na skrzypcach 12 lat, a potem za radą swojego świętej pamięci profesora Tadeusza Borkowskiego zająłem się studiami kompozytorskimi, co zmieniło moje życie. Jednak co jakiś czas sięgam po skrzypce w celach studyjnych i na niektórych moich płytach słychać to. Żartuję sobie, że gram jak skrzyżowanie Janka Muzykanta z Chrystusem frasobliwym. Coś w tym jest, bo używam strun niskich D i G, gram bez wibracji, smyczkiem, niemal collegno, czyli pół włosiem, pół drzewcem, bardzo lekko. To sprawia, że uzyskuję dźwięk przypominający brzmienie fletu.
Tym wyjątkowym brzmieniem zaczął się pan wpisywać w motywy afrykańskie?
Tak. Pewnego dnia w Cafe Baobab pojawił się Buba z korą, instrumentem dworskim z zachodniej Afryki, stworzonym w Gambii. To duże rezonansowe pudło z tykwy, obłożone skórą, z odpowiednimi otworami. Z pudła wychodzi długa strunnica z 24 strunami zamontowanymi w kształcie stożka. Brzmieniem przypomina harfę. To bardzo wymagający instrument. Bubę uczył grać ojciec i wuj, którzy są griotami, czyli strażnikami tradycji muzycznej i historii plemienia, przekazywanej w formie mówionej – właśnie z użyciem kory. Potem spotkaliśmy się z Bubą na estradzie podczas Dni Afryki na stołecznym Skwerze Hoovera, na festiwalu folkowym w Sandomierzu i na powitaniu wiosny u Jacka Kleyffa. Właśnie tam po trzech godzinach wspólnego grania stwierdziliśmy, że warto spotkać się w studiu. W kwietniu zeszłego roku zasiedliśmy pod mikrofonami. Buba nie znał żadnej mojej pieśni, a ja jego, więc musieliśmy zamienić się w słuch, wykorzystać naszą wyobraźnię, umiejętności i zacząć improwizować. Tak powstała płyta, której nadaliśmy tytuł „Action Direct Tales", bo jak się słucha gry Buby, można się poczuć jakby ktoś nam czytał bajki. Oczywiście, jest to ściśle instrumentalne opowiadanie. Wyjątek stanowi moja jedna wokaliza. Wykreowaliśmy świat czystej muzyki, której dobrze się słucha, ale dobrze się też przy niej rozmawia. Na pewno jest to muzyka kojąca nasze rozdygotane umysły.
Ulica Francuska z wszystkimi jej etnicznymi kolorami idzie pod prąd tendencjom w polskiej polityce, które raczej odcinają nas od świata, niż nań otwierają.
Bardzo się cieszę, że jest takie miejsce, bo to rozpulchnia naszą warszawską i polską glebę. Buba przyjechał do Europy pięć lat temu i od razu wybrał Warszawę, a my mamy żywy dowód na to, że chociaż nie znamy swoich języków, mogliśmy się poznać i zaprzyjaźnić. Czyli multi-kulti, którego tak bardzo niektórzy się obawiają, działa. Nie zamierzam rezygnować z normalnego stosunku do ludzi, nawet jeśli przyjadą z końca świata. Cieszę się, że właśnie teraz nagrałem afrykański album, bo to jest również mój głos w sprawie uchodźców.
To ciekawy zbieg okoliczności, bo dwa dni temu w „Rzeczpospolitej" opublikowaliśmy apel do rządu oparty na badaniach, które wykazały, że 54 procent społeczeństwa, uważa, iż pomoc Polski dla ofiar wojen i uchodźców jest niewystarczająca.