Reklama
Rozwiń
Reklama

Trudno przyznać się do miłości

Odrobinę wyrafinowania, ale bardziej muzycznego niż wizualnego oferuje widzom „Thais" Julesa Masseneta w Gdańsku.

Aktualizacja: 06.03.2019 21:31 Publikacja: 06.03.2019 18:39

Marcelina Beucher i Marcin Bronikowski

Marcelina Beucher i Marcin Bronikowski

Foto: Opera Bałtycka

Pomysł Opery Bałtyckiej już przed premierą stał się wydarzeniem, bo „Thais" nie była wystawiana w Polsce od stu lat. Masseneta nasze teatry starają się nie dostrzegać i można to wytłumaczyć w jeden sposób. Jako przedstawiciel lirycznej opery francuskiej operuje subtelnymi środkami, raczej półcieniami niż mocnymi barwami, co od realizatorów wymaga niemałych umiejętności, by nadać jego utworom sceniczne życie.

Nie inaczej jest z „Thais", która kiedyś bulwersowała widzów podobnie jak powieść Anatole'a France'a, na której jest oparta. Dziś aura skandalu zwietrzała, o czym przekonaliśmy się już trzy dekady temu, gdy Ryszard Ber nakręcił film osnuty na tej powieści.

Rzecz dzieje się w początkach chrześcijaństwa. Urokom pięknej kurtyzany Thais ulegają wszyscy mężczyźni z wyjątkiem mnicha Atanaela, który chce ją nawrócić. Ona go wyśmiewa, potem jednak pojmuje, jak zwodnicza bywa bogini Wenus. Z pomocą mnicha wybiera prawdziwą wiarę i życie w klasztorze. Atanael nie może jednak o niej zapomnieć, a kiedy Thais umiera, ciesząc się na życie wieczne, on jest zrozpaczony, bo utracił tę, która była jego miłością.

W sensie dramaturgicznym dzieje się więc niewiele, w tej operze ważne są dialogi i monologi dwójki bohaterów, reszta postaci jest dla nich tłem. Erotyzm i pewne wyuzdanie nie mogą być dosłowne, muszą mieć francuską elegancję, kusić Atanaela i widzów nie w sposób wyzywający.

Nie udało się tego klimatu wytworzyć reżyserowi Romualdowi Wiczy-Pokojskiemu, który akcję umieścił poza czasem, sugerując, że mogłaby się rozgrywać również współcześnie. Taka interpretacja nie byłaby pozbawiona sensu, ale spektaklowi brak życia. Nie ratują go choreograficzne, banalne dodatki, ograniczona do minimum scenografia, a przede wszystkim statyczność poszczególnych scen.

Reklama
Reklama

Na szczęście jest jeszcze muzyka. A w tym, co skomponował Jules Massenet, można się rozsmakować, w świetnej instrumentacji, w niebanalnych orientalnych motywach, w zróżnicowanych partiach Thais i Atanaela. Miłą niespodziankę sprawia orkiestra Opery Bałtyckiej, dawno nie słyszałem jej w tak dobrej formie. Może jest to zasługa nowego szefa muzycznego Jose Marii Florencia.

Gdański spektakl warto jednak przede wszystkim obejrzeć dla Marcina Bronikowskiego, który w posągową postać Atanaela tchnął prawdziwe życie. Powstała kreacja przemyślana, a jednocześnie pełna emocji, zaś przemianę zachodzącą w bohaterze artysta potrafił przekazać środkami wokalnymi.

Thais jest bardziej złożona i zbudowana na skrajnościach, co starała się ukazać Marcelina Beucher. W momentach lirycznych jej głos brzmiał naprawdę urzekająco, nie brakowało też dramatyzmu, choć wówczas niektóre dźwięk były krzykliwe. I szkoda, że reżyser nie dał jej szans, by mogła stać się bardziej uwodzicielska, bo przecież jest nader atrakcyjną kobietą.

Kultura
Pomyśleć o tym, co nieoczywiste. Galeria sztuki afrykańskiej Omeny Mensah w Warszawie
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Patronat Rzeczpospolitej
Gwiazdy rozświetlają Kinotekę! Drugi dzień BNP Paribas Warsaw SerialCon za nami
Patronat Rzeczpospolitej
Serialowa stolica – BNP Paribas Warsaw SerialCon 2025 z programem dla dzieci, młodzieży i mieszkańców Warszawy
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej: „Kwestia kobieca 1550-2025”. Czy sztuka ma płeć?
Patronat Rzeczpospolitej
Znamy Laureatów Konkursu Dobry Wzór 2025
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama