Osiemdziesiątka Boba Dylana

Król bardów, jedyny pośród muzyków noblista, kończy 24 maja osiemdziesiąt lat.

Publikacja: 23.05.2021 10:18

Osiemdziesiątka Boba Dylana

Foto: AFP

Nieśmiertelność zapewniły mu liczne protest songi, ale gdy w 2016 r. otrzymał literackiego Nobla „za to, że podniósł tradycję amerykańskiej piosenki do rangi sztuki” – oficjalnie stał się poetą. Wcześniejszy laureat Pulitzera i Medalu Wolności nagrał do dziś 39 studyjnych albumów – sprzedanych w 120 mln egzemplarzy, ale wydał też tomiki poezji, powieść „Tarantula" oraz groteskową autobiografię „Kroniki. Część 1".

Jego zasługi są nieocenione. Był mistrzem dla The Beatles, przede wszystkim dla Johna Lennona. Z Anglikami podczas pierwszej wizyty kwartetu w Ameryce w 1964 roku wypalił „trawkę pokoju".

Biblia i Szekspir

Laureat literackiego Nobla to rockandrollowiec z krwi i kości, ale też najinteligentniejszy pośród rockmanów uczeń Szekspira, który tak jak on zapożyczał poetyckie i muzyczne motywy.  Kradł nawet płyty od kolegów, by stworzyć niezrównanie oryginalne ballady i protest songi. Dylan-bard to duchowy brat poetów przeklętych i spadkobierca średniowiecznych klerków, którzy rzucali wyzwanie władcom świata, mówiąc im najtrudniejszą prawdę gniewnymi songami, ponieważ od początku walczył o pokój, piętnował rasizm. Czerpał garściami z najważniejszej księgi, czyli Biblii.

Najsłynniejszy amerykański bard jest potomkiem żydowskich imigrantów z terenów dawnej Rzeczypospolitej, a konkretnie Litwy, oraz rosyjskiej Odessy, skąd uciekali przed pogromami. Mógł być górnikiem, bo urodził się w północnej Minnesocie, nieopodal kopalni rudy żelaza. Mieszkał w jednej dzielnicy z polskimi emigrantami. Potem chciał zerwać z rodziną, by ukryć żydowskie pochodzenie. Także z obawy przed antysemityzmem zmienił nazwisko Zimmerman na inspirowane postacią poety Dylana Thomasa. Chociaż rodzina nie była ortodoksyjna, jego przejście na chrześcijaństwo w 1970 r. wywołało szok. W 1987 r. był gościem Jana Pawła II podczas Światowej Konferencji Eucharystycznej w Bolonii. Polski papież cytował wtedy „Odpowiedź zna wiatr”. Z kolei Benedykt XVI uznał jego rodzaj ekspresji za „niechrześcijański"!


Trzecią religią była zawsze muzyka. Pierwszą piosenkę poświęcił Brigitte Bardot. Fascynował go film „Dziki" z Marlonem Brando, identyfikował się z „Buntownikiem bez powodu" z Jamesem Deanem.

Modlitwa przed zagładą

Kiedy wyjeżdżał na studia, ojciec prosił go, by nie pisał wierszy. Tymczasem komponował jedną dobrą piosenkę dziennie. Po lekturze „W drodze" Jacka Kerouaca wybrał życie na autostopie. W Chicago poznał Pete'a Seegera. W Nowym Jorku nachodził rodzinę muzycznego idola Woody'ego Guthriego, a jego samego – w szpitalu. Śpiewał nieprzytomnemu artyście piosenki, a potem imponował wszystkim znajomością, której nie było.

Przyjaciele z dzielnicy nowojorskiej bohemy, Greenwich Village, wspominają, że lubił grać kogoś innego, bo był to sposób, by wyzwolić się z ograniczeń. Starając się o kontrakt, łgał, że wychował się na Południu i uczył się śpiewać od Indian. Wiedział też, że artysta dążący do popularności musi mieć tajemnicę. Ujawnił ją Martinowi Scorsese w dokumencie „No Direction Home":

– Chciałem, żeby moje życie było jak „Odyseja". Nie wiem, gdzie jest moje miejsce, urodziłem się z dala od niego, ale wciąż tam zmierzam.

W czasie kryzysu kubańskiego słuchano folkowo-bluesowych songów Dylana jak modlitwy przed zagładą. Podczas marszu na Waszyngton stał razem z ukochaną Joan Baez obok Martina Luthera Kinga, gdy wypowiadał on słynne: „Miałem sen... ".

Podczas wyborów śpiewał na polach Południa i doradzał murzyńskiej ludności.
Dzięki antywojennym hymnom „Blowin' in the Wind", „A Hard Rain's A-Gonna Fall" czy „Masters of War" stał się patronem ruchu hipisowskiego i pacyfistycznego. Ale po zabójstwie Kennedy'ego zbuntował się przeciwko liberałom. Pytany, czy będzie na marszu przeciwko wojnie w Wietnamie, kpił w żywe oczy, mówiąc, że jest zajęty. Odmówił udziału w Woodstocku.

Manifestem niezależności stał się wielki przebój „Like a Rolling Stone" wykrojony z 50-zwrotkowego poematu. Liberałowie zarzucili mu egoizm, a miłośnicy folku, że sięgając po gitarę elektryczną, stał się judaszem. Płyta z tamtej trasy koncertowej ukaże się niedługo w serii bootlegów, bo jak inni wielcy pisarze publikuje także swoje brudnopisy.

Polskie koncerty

Przed Beatlesami odkrył, że najwięcej zarabiają autorzy i mający prawa do piosenek publisherzy. Występował w obu rolach. Gdy płyta kosztowała 2 dolary, dostawał po 2 centy za publikację piosenki. W 1965 r. czerpał zyski z piosenek wydanych na płytach 45 artystów.

Jego „All Along Watchtower" zaśpiewał Jimi Hendrix, „Like a Rolling Stone" Stonesi, „Knockin' at the Heaven's Door" z filmu „Pat Garrett i Billy Kid" zreinterpretowało 150 artystów, w tym Eric Clapton i Guns N' Roses. Na dwóch płytach pomagał mu Mark Knopfler.

Miał lata tłuste i chude. Te ostatnie zakończył comebackiem „Time out of Mind" (1997) ze wspaniałymi stylizacjami na lata 50. Jego głos staje się coraz bardziej drapieżny, ale na tym polega przecież urok dylanowskiego stylu śpiewania, który na początku wielu krytykowało jako „kozie beczenie". Aż stało się niepowtarzalną marką, tak jak zwariowana gra na harmonijce.

Dla Dylana najważniejszy jest przekaz. Dlatego gdy występował w warszawskiej Stodole, obowiązywał bezwzględny zakaz fotografowania. Zawsze gra w najgorzej oświetlonym miejscu sceny. Jednak kiedy po raz pierwszy w 1994 roku przyjechał do Polski, w Krakowie oświetlały go pioruny. Zespół bał się grać podczas burzy, a on chwycił do ręki gitarę akustyczną. W 53. minucie ze sceny sprowadził go Andrzej Marzec, który w Warszawie pokazał mu przestrzeń dawnego getta. Mieczysław Wachowski nie umówił wtedy prezydenta Lecha Wałęsy z przyszłym noblistą. W 2014 r. był w Dolinie Charlotty. Pochwalił publiczność i miejsce, poklepał przyjacielsko po twarzy organizatora Mirosława Wawrowskiego. „Jesteś najszczęśliwszym promotorem na świecie, bo Bob poświęcił ci tyle czasu". Ile? Pół minuty! Przed laty Dylana śpiewała Maryla Rodowicz, a potem Martyna Jakubowicz oraz Filip Łobodziński (Dylan.pl), które wspaniale go przetłumaczył, zaś nowy tom przekładów ma się ukazać jesienią.

Zaskakujący album

Nie przejął się pandemią i gdy tylko wybuchła wypuścił 27 marca 2020 r. 17-minutową kompozycję „Murder Most Foul". Tytuł zaczerpnął ze sceny spotkania Hamleta z Duchem Ojca, która rozpoczyna porachunki księcia ze światem. Wszystkich zaskoczył, bo wcześniej całkowicie premierową płytę „Tempest" wydał w 2012 r. i nadał jej tytuł, jaki nosiła pożegnalna sztuka Szekspira, gdy odchodził w kostiumie Prospera.

– Piosenki gromadzą wersety strumienia świadomości – mówi „NYT". – Pisałem w transie. Teksty są prawdziwe, namacalne, nie są metaforami. W pewnym sensie piszą się same i liczą, że je zaśpiewam.

„Murder Most Foul" zostało potem wydane na nowym podwójnym albumie „Rough And Rowdy Ways" - na osobnej, drugiej płycie. To nieokiełznany literacki kolaż w beatnikowskim stylu, litania do Ameryki oraz muzyczny fresk, który w amerykańskiej skali jest czymś w rodzaju kaplicy Sykstyńskiej. Dylan („maluję krajobrazy") sportretował historię oraz mity swojego kraju.

Za akt stworzenia jego pokolenia, ale jednocześnie wygnanie z raju, można uznać zamach na prezydenta Kennedy'ego w 1963 r. Na zimnowojenną retorykę – młodzi ludzie i artyści odpowiedzieli wtedy rock and rollem, ruchem pacyfistycznym i hipisowskim, który miał zmienić świat.

Hipisowski Hamlet, którym stał się także Dylan, pytał siebie „Być albo nie być". Musiał rozliczyć się z mroczną stroną Ameryki, która dla wielu była więzieniem, ale także z powikłanymi biografiami rodziców. Z Elm Street w Dallas, gdzie zamordowano JFK, bard wyprawia się w różne sfery amerykańskiego dziedzictwa. Nawiązuje do „Przeminęło z wiatrem" i Toma Dula, bohatera konfederatów z czasów wojny secesyjnej. A także filmów „Na nabrzeżach" Kazana z Marlonem Brando, „American Graffiti" Lucasa czy „Ptasznika z Alcatraz" z Burtem Lancasterem.

Przypomina The Beatles z przełomową wizytą w USA, festiwale Woodstock i Altamont, operę „Tommy" The Who, a również muzyków Fleetwood Mac i The Beach Boys, hity The Everly Brothers, Burta Bucharacha, Raya Charlesa, Etty Jones. Poetyckie rozliczenie z „amerykańskim snem" zrobiło tak wielkie wrażenie na fanach, że to jedyny od 1962 r. hit barda na szczycie „Billboardu".

Hałaśliwy i szorstki blues „False Prophet" to tak jak większość utworów fantastyczne retro w stylu lat 50. Odwołuje się do uwagi Józefa Ratzingera, który ostrzegał Jana Pawła II przed zaproszeniem muzyka na Kongres Eucharystyczny w 1997 r. Dylan podkreśla, że nie jest fałszywym prorokiem, tylko wymierza sprawiedliwość i zemstę niegodnym odkupienia.

Także z „False Prophet" bije poczucie ostateczności. „Dzisiaj, jutro i wczoraj/ Kwiaty umierają jak wszystko" – śpiewa bard. „Będę grał sonaty Beethovena i preludia Chopina" – woła, unieśmiertelniając się słowami: „Nie pamiętam, kiedy się urodziłem / i zapomniałem, kiedy umarłem".

Kasa na przyjęcie

Tymczasem w grudniu minionego roku cały muzyczny świat zszokowała informacja, że Bob Dylan mógł zainkasować od 250 do 400 mln dolarów za sprzedaż Universalowi praw do 600 piosenek. Ale Dylan w przeciwieństwie do The Beatles i The Rolling Stones od debiutu w 1962 r. był świadomym graczem na rynku praw autorskich. Otrzymał nawet pseudo „Pay Lady Pay” w nawiązaniu do słynnego hitu.

Nie wystąpił na Woodstock, ale nagrał „The Basements Tapes", a nagrania miały być ofertą dla innych wykonawców. Od dawna robił interesy reklamowe. W 1994 r. pozwolił poprzednikowi PricewaterhouseCoopers wykorzystać w spocie „The Times They Are A-Changin'". Zawarł umowy z Victoria's Secret, Apple'em, Cadillakiem, Pepsi i IBM. Wprowadził na rynek ekskluzywne whisky Heaven's Door.

Dylan wybrał idealny moment na sprzedaż. Nowy album „Rough And Rowdy Ways" był wydarzeniem i osiągnął szczyt amerykańskiej listy przebojów, a jak pisze „Music And Buisness Worldwide", zwycięska ekipa Bidena chce podnieść podatki dla gwiazd, które zarabiają ponad milion dolarów. Tantiemy od praw autorskich i publishingu będą więc realnie niższe i warto je zmonetyzować po najwyższym kursie.

Universal, który przyszedł na zakupy do Dylana, jako pierwszy koncern fonograficzny kupił sobie do kolekcji klejnoty w postaci 600 piosenek noblisty, co daje prestiż. Ale też kierował się długoterminową kalkulacją. Rynek muzyczny będzie rosnąć, a wiadomo też, że piosenki Dylana do dziś zostały nagrane w nowych wersjach 6000 razy. A to tantiemy. Dylan urządzi za nie na pewno znakomite przyjęcie urodzinowe.

Nieśmiertelność zapewniły mu liczne protest songi, ale gdy w 2016 r. otrzymał literackiego Nobla „za to, że podniósł tradycję amerykańskiej piosenki do rangi sztuki” – oficjalnie stał się poetą. Wcześniejszy laureat Pulitzera i Medalu Wolności nagrał do dziś 39 studyjnych albumów – sprzedanych w 120 mln egzemplarzy, ale wydał też tomiki poezji, powieść „Tarantula" oraz groteskową autobiografię „Kroniki. Część 1".

Jego zasługi są nieocenione. Był mistrzem dla The Beatles, przede wszystkim dla Johna Lennona. Z Anglikami podczas pierwszej wizyty kwartetu w Ameryce w 1964 roku wypalił „trawkę pokoju".

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”