Z perspektywy pacjenta. Na początku trafia on do lekarza rodzinnego lub specjalisty i nie ma diagnozy, że może mieć chorobę nowotworową. Nie ma etapu realizacji właściwej profilaktyki nie ma informacji i jej koordynacji ani organizacji. Lekarz rodzinny nie skieruje go na badanie profilaktyczne, bo nie jest tym zainteresowany, albo nie ma czasu. Specjalista bez założenia karty DILO robi badania odległe w czasie. Jeżeli pacjent trafi do ośrodka onkologicznego i ma założoną kartę DILO to wszystko idzie szybko, 90% pacjentów otrzyma pomoc w terminie jaki obowiązuje na świecie. Nam onkologom karta DILO bardzo ułatwiła leczenie. Po jej zmodyfikowaniu możemy ją zakładać przy podejrzeniu nowotworu. Wcześniej musieliśmy mieć potwierdzenie nowotworu, a trudno rozpoznać go bez robienia badań. Badania obrazowe są dzięki temu bardzo przyspieszone. To jest fenomenalny postęp, który ja i mój zespół wykorzystujemy w praktyce klinicznej. Dzięki temu chory już w ciągu trzech tygodni z reguły ma przeprowadzoną pełną diagnostykę. Pacjent, który ma podejrzenie nowotworu oczekuje, że to musi być jutro, a tak naprawdę powinno być przeprowadzone w rozsądnym czasie 4-6 tygodni. Nowotwór nie rośnie nam z dnia na dzień, a jeżeli nie ustalimy dobrze i precyzyjnie rozpoznania, nie ustalimy dobrze leczenia. Karta DILO służy szybkiej diagnostyce i wdrożeniu właściwego leczenia, które zależy od kolejnego etapu. Konsylium. Te konsylia były - muszę to z przykrością powiedzieć w części ośrodków fikcyjne. Nie spotykali się lekarze, spotykały się tylko pieczątki. Ustalany był plan leczenia, ale większość osób wcale nie znała się na tym nowotworze, a nie o to chodzi aby spotkało się czterech specjalistów od zupełnie czegoś innego.
Wyleczeni pacjenci onkologiczni stosunkowo rzadko się tym chwalą, częściej nagłaśniane z różnych powodów są porażki. Nie wszystkie aspekty tej propagacji są złe jeżeli posiadają pierwiastek profilaktyczny, informacyjny to wspierają naszą misję.
Co oznacza dla nas, pacjentów, będąca obecnie już w pilotażu sieć onkologiczna?
Krajowa sieć onkologiczna powinna uporządkować sytuację. Sieć szpitali onkologicznych z mojej perspektywy to kumulacja wiedzy i silne ośrodki. Nie wszyscy pacjenci będą leczeni w tych ośrodkach, nie ma tak nigdzie na świecie. Pacjent musi być najpierw właściwie zdiagnozowany i musi mieć wyznaczony schemat leczenia właśnie w takich ośrodkach. Leczenie może się odbywać gdzie indziej pod warunkiem zapewnienia jego właściwej jakość. Jeżeli zapytamy się, gdzie najlepiej leczyć np. raka tarczycy to ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Na stronie NFZ dowiemy się, że jest 600 szpitali, które leczą chirurgicznie raka, ale nie dowiemy się, w których leczą najlepiej i wysokospecjalistycznie. W ramach KSO, powinien być portal dla pacjenta, z informacjami w jakich szpitalach leczy się np. 100 przypadków raka żołądka rocznie i z jakimi wynikami, bo to może świadczyć, że ludzi w nim leczący mają o tym większe pojęcie, niż w placówce gdzie są 3 takie przypadki w roku. U nas nie ma weryfikacji ośrodków jak np. w Holandii gdzie bywają zamykane jeżeli nie przejdą audytu. W Polsce jest to nie do pomyślenia.
Druga sprawa, która musi być skoordynowana to profilaktyka. Nie dość, że nakłady na onkologię mamy stosunkowo mniejsze niż w innych krajach to na profilaktykę nie rosły wcale. Jeżeli chodzi o samo leczenie to mamy dobry dostęp do wielu metod łącznie z nowoczesnymi lekami. Nie jest idealnie jednak ostatnio bardzo się poprawiło. W profilaktyce mamy mnóstwo do zrobienia i muszą być zaangażowani w nią nie tylko onkolodzy, ale i lekarze innych specjalności, włączając w to lekarzy rodzinnych, którzy powinni pytać się pacjentek czy wykonały mammografię, cytologię, czy pacjenci badali skórę, robiły kolonoskopię. Należy się pytać o objawy np. nowotworów płuc,. To są nowotwory, którym można łatwo zapobiec, wcześnie je wykryć. Jeżeli tu byśmy ruszyli, to byśmy zmienili naszą rzeczywistość. Jest dużo rzeczy, które moglibyśmy poprawić w sposób, który nie jest ekstremalnie trudny, i o to chodzi w KSO i narodowej strategii onkologicznej, która np. w USA ma już 50 lat.
Rozumiem, że głównym problemem leczenia onkologicznego w Polsce jest jego rozdrobnienie?