Dwa dni temu w się pojawiły się informacje, jakoby Norwegowie byli gotowi kupić samoloty rosyjskiej produkcji w zamian za przyznanie im praw do lotów nad Syberią. Rosyjskie media, a za nimi portale lotnicze powielały informację, jakoby linia, która do tej pory eksploatowała wyłącznie Boeingi 787 i 737 miała teraz rozszerzyć flotę o maszyny rosyjskiej produkcji i była gotowa zapłacić za 40 maszyn 2 miliardy dolarów.

Źródła rosyjskie podawały nawet szczegóły: zgodnie z podpisanym porozumieniem dostawy maszyn miały odbyć się dwuetapowo. Pierwsze 10 z nich miało polecieć do argentyńskie bazy Norwegiana, a kolejnych 30 już bezpośrednio do firmy leasingowej wypożyczającej samoloty Norwegian Air Shuttle. I miało to być metoda na pozyskanie praw do lotów nad Syberią, o co linia zabiegała bezskutecznie od dawna. Mogłaby wtedy uruchomić rejsy niskokosztowe do Azji, co miała od dawna w planach.

— To wszystko nieprawda — mówi rzecznik. — Tak byliśmy w kontakcie z Rosjanami w tej sprawie, ale żaden dokument nie został podpisany — dodaje.

Prawdą jest, że norweski przewoźnik, tak samo jak polski LOT, który trzon swojej floty oparła na Boeingach, ma z nimi kłopoty. Dużym 787 trzeba wymienić silniki Rolls Royce, co wymaga wielotygodniowego uziemienia maszyn, a B737 MAX został uziemiony z powodu defektu systemu MCAS i nie wiadomo kiedy wróci do latania z pasażerami. Z tych powodów Norwegian ograniczył swoją siatkę długodystansową — mniej lata za Atlantyk oraz średniodystansową, która obsługiwały MAXy.