Czwartego dnia strajku nikt z dyrekcji ani ze związków zawodowych w Szwecji, Danii i Norwegii nie kontaktował się z drugą stroną, nie ma w planie nowych rozmów. Piloci przystąpili do strajku w piątek po załamaniu się rozmów o podwyżkach, awansach i harmonogramie pracy, żądając podwyżki zarobków o 13 procent.
Szwedzki urząd zatrudnienia w lotnictwie twierdzi, że piloci już dużo zarabiają - w 2018 r. średnio 93 tys. koron (8670 euro) miesięcznie. Szwedzki związek kwestionuje to i wyjaśnia, że płace zaczynają się od 34 tys. i dochodzą do 98 tys. koron po 25 latach pracy.
- Musimy zakończyć ten konflikt - mówi Reuterowi prezes Rickard Gustafson. - Mocno szkodzi on firmie i zmniejsza zaufanie klientów do niej. Wydałem instrukcje naszej ekipie negocjatorów, by nadal pracowali nad naszymi propozycjami i by zorientowali się, co możemy więcej zrobić dla znalezienia konstruktywnych rozsądnych rozwiązań. Musimy przetrwać ten konflikt - powiedział.
SAS ciął koszty od lat w związku z konkurencją tanich linii, Norwegiana i Ryanaira. W 2012 r., gdy był bliski bankructwa, sprzedał część aktywów, obniżył płace i rozstał się z kilkoma tysiącami pracowników w zamian za ratujący go kredyt. - Nie możemy teraz doprowadzić do eksplozji kosztów, bo stracilibyśmy zdolność konkurowania - uważa prezes SAS.
Rosnący na świecie niedobór pilotów zwiększył z kolei siłę przetargową tej grupy zawodowej, podobnie jak w Lufthansie, Air France i Ryanairze. Organizacje norweskich i szwedzkich pilotów są skłonne wznowić negocjacje, jeśli zwróci się o to do nich pracodawca.