Inaczej jest z easyJetem, który posiada rating inwestycyjny i był w stanie pożyczyć z rządowego funduszu 600 mln funtów oraz wynegocjował wydłużenie czasu dostawy nowych samolotów Airbusów 320. Linia ma również rezerwy gotówki, ale gdyby wszyscy pasażerowie, którzy wykupili bilety na odwołane rejsy, zażądali zwrotu gotówki, to zabrakło by mu 8 proc. wymaganej kwoty. Dlatego linia robi wszystko, aby namówić ich na zmianę terminu podróży, a nie wypłatę.
BA działają inaczej. Oszczędzając gotówkę wysłały na przymusowe urlopy 30 tys. pracowników, uziemiły praktycznie całą swoją flotę i negocjują wsparcie finansowe dla zwalnianych pracowników ze specjalnego funduszu, jaki stworzył w tym celu rząd. Ale jak powiedział Willie Walsh, prezes International Airlines Group na razie nie zamierza korzystać z innych państwowych pieniędzy.
Według analityków Fitcha dla BA najgorsze dopiero przyjdzie, bo siatka tych linii praktycznie przestanie istnieć w okresie od kwietnia do czerwca, a o jakimkolwiek odbiciu będzie można mówić dopiero w 2022 roku. I nawet wtedy podaż miejsc ma być niższa o 5 proc. od oferowanej w 2019 roku.
Na początku kryzysu wywołanego pandemią Covid-19 cała IAG (wchodzą do niej oprócz BA także Iberia, Vueling oraz Aer Lingus) miał rezerwy w gotówce sięgające 7 mld euro. Tyle że te pieniądze w 75 proc. to przychody ze sprzedaży biletów na rejsy odwołane z powodu pandemii, które niewykluczone, że trzeba będzie zwrócić pasażerom, z czym przewoźnik naturalnie się nie spieszy.
Zdaniem analityków Bank of America, jeśli chodzi o rezerwy gotówkowe, najlepiej są ustawione węgierski Wizz Air i Turkish Airways. Obie linie mają zapasy gotówki trzykrotnie przekraczające kwotę do zwrotu, gdyby wszyscy pasażerowie zażyczyliby sobie gotówki, i obie prowadzą względnie liberalną politykę w tym zakresie.
Tuż za nimi, jeśli chodzi o zasoby gotówki, jest Ryanair. Gdyby Irlandczycy zostali zmuszeni do zwrotu pieniędzy (a to raczej byłoby trudne) za bilety niewykorzystane z powodu odwołanych lotów, to wydaliby 52 proc. swoich rezerw. W przypadku Air France KLM zwrot pieniędzy skonsumowałby 55 proc. ich rezerw gotówki, ale te dwie linie są w wyjątkowo komfortowej sytuacji, ponieważ lada dzień dostaną dostęp do linii kredytowej w wysokości 6 mld euro.