Sen seksem podszyty

„Człowiek-wilk" to opowieść o pacjencie Freuda i szokującej terapii.

Publikacja: 12.07.2016 18:11

Foto: Rzeczpospolita

Nie ma tematów za trudnych dla autorów komiksów, oczywiście tych ambitnych i wybitnych. „Człowiek-wilk. Ilustrowany Freud" jest dziełem doskonałym, acz wymagającym od czytelnika ogólnej orientacji w teorii rozwoju psychoseksualnego, dziecięcych nerwicach i w ogóle rewolucji dokonanej w naukach humanistycznych przez Zygmunta Freuda mniej więcej stulecie temu.

Ale proszę nie uciekać! „Człowiek-wilk" to wstrząsający dokument o tym, jak nauka błądziła.

Rzecz została podana w fascynującej formie graficznej, którą zawdzięczamy Sławie Harasymowicz, urodzonej w Krakowie brytyjskiej artystce (dyplom w 2006 roku). Choć była to jej debiutancka graficzna opowieść, Harasymowicz doceniło londyńskie Muzeum Freuda, gdzie plansze do „Człowieka-wilka" były eksponowane cztery lata temu.

Musiały się spodobać – Harasymowicz kreuje niepokojące wizje, jakby podążała tropami zaburzeń tytułowej postaci. Raz pokazuje sceny ujęte realistycznie, opierając się na fotografiach; to znów rozchwiewa kadry, zmiękcza kreskę, przysłania fragmenty. Cały czas kadruje jak szalona, jakby traciła panowanie nad tym, co rzeczywiste, a co wyobrażone. To wszystko służy oddaniu emocji i stanu psychicznego głównych postaci.

Stronę wizualną wzmacnia równie świetny scenariusz. Autorem tegoż jest Richard Appignanesi (ur. 1940), mieszkający w Londynie Kanadyjczyk. Pisarz, muzyk i wydawca, erudyta, znawca historii kultury i filozofii, nie brzydzi się formami wywodzącymi się z popkultury, by oswoić młode pokolenia z zagadnieniami z wyższej intelektualnej półki.

Dialogi do komiksu „Człowiek-wilk" powstały na kanwie przełomowej pracy wiedeńskiego psychoanalityka – eseju „Z historii nerwicy dziecięcej" napisanego w 1918 roku. Analizowanym przypadkiem był niejaki Siergiej Pankiejew, bogaty rosyjski arystokrata urodzony w Odessie w 1886 roku. Jednak ani uprzywilejowana pozycja społeczna, ani pieniądze nie dawały mu szczęścia. Zdiagnozowano u niego obłęd maniakalno-depresyjny, z którego próbowały go – bezskutecznie – wyleczyć najtęższe umysły tamtych czasów. Gnębiony depresją i poczuciem bezcelowości życia pojawił się w gabinecie Freuda, gotów podjąć ryzyko nowatorskiej terapii. Miał wówczas 23 lata.

Freud zdecydował się na eksperyment. Zastosował „kozetkową kurację", pytaniami zmuszając Pankiejewa do przywołania najodleglejszych wspomnień oraz snów. Wtedy to Rosjanin przypomniał sobie koszmar z dzieciństwa: sen o białych wilkach, siedzących na drzewie i wpatrujących się weń z wrogimi zamiarami.

Freud triumfował: wykazał, że w snach ujawniają się treści wypierane ze świadomości. A jego pacjent (opisany w eseju) zyskał pseudonim „człowiek-wilk". Psychoanaliza trwała cztery lata i zakończyła się wraz z przełomowym dla świata momentem – w dniu morderstwa arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie. Wszystko byłoby pięknie i na chwałę Freudowi, gdyby... Pankiejew poczuł się lepiej. Tak jednak nie było.

Czteroletnia terapia okazała się nieskuteczna. Mimo że Rosjanin prawie uwierzył w swój ukryty homoseksualizm, kazirodcze pożądanie wobec ojca, a jednocześnie matki, w „histerię" jelit – było nadal źle. Co ważne – ujawnione w komiksie relacje z przebiegu leczenia wcale nie są korzystne dla „mistrza". Czytając jego kwestie, odnosi się wrażenie, że jest hochsztaplerem lub człowiekiem bardziej chorym niż jego pacjent. Jego „diagnozy" i metody „leczenia" przypominają średniowieczną szarlatanerię, nie zaś poważną naukę. Nasuwają się też wątpliwości natury moralnej.

Osobistą sytuację „rosyjskiego przypadku" gmatwa wybuch I wojny światowej (w której nadejście Freud nie wierzył – świadectwo, że intuicja go zawodziła), rewolucja sowiecka, raptowne zubożenie arystokracji... I oto znów Pankiejew zgłasza się do Freuda, lecz już bez grosza przy duszy.

Niespodziewanie ojciec psychoanalizy okazuje się wspaniałomyślny – nie tylko „leczy" pacjenta gratis, ale także wspiera go finansowo. Nie jest bezinteresowny: nadal prowadzi badania, mając „królika" na własność. A Pankiejew uważa to za sprawiedliwe, bo „Freud był mu to winien": to pan Zygmunt uczynił go nędzarzem, ubezwłasnowolnił go, czyniąc „synem zastępczym".

Gdyby ktoś był ciekaw pokrętnych relacji psychiatra–pacjent – odsyłam do komiksu.

Niezwykły jest też finał obydwu postaci. Jak wiadomo, Zygmunt Freud, wiedeński Żyd, po anszlusie Austrii uciekł do Londynu, gdzie przeżył rok, nękany dolegliwościami związanymi z nowotworem szczęki; zmarł w 1939 r.

Pankiejew zaś odszedł 40 lat później, w wieku 92 lat. Pięć lat wcześniej udzielił wywiadu rzeki austriackiej dziennikarce, w którym tak wspomina sławetną terapię: „To było bezcelowe, zupełna katastrofa! Jestem w takim samym stanie, w jakim przyszedłem do Freuda po raz pierwszy."

Ten komiks ma obecnie większy sens niż za życia Freuda. Ma perspektywę i następstwa. Lektura obowiązkowa dla tych, którzy wierzą w moc psychoterapeutów.

Nie ma tematów za trudnych dla autorów komiksów, oczywiście tych ambitnych i wybitnych. „Człowiek-wilk. Ilustrowany Freud" jest dziełem doskonałym, acz wymagającym od czytelnika ogólnej orientacji w teorii rozwoju psychoseksualnego, dziecięcych nerwicach i w ogóle rewolucji dokonanej w naukach humanistycznych przez Zygmunta Freuda mniej więcej stulecie temu.

Ale proszę nie uciekać! „Człowiek-wilk" to wstrząsający dokument o tym, jak nauka błądziła.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki