Eustachy Rylski, „Jadąc”: Muzyka do samochodu

Pejzaż, jazda i dźwięk tworzą wspólnie pozamaterialną rzeczywistość. Opisuje ją podróżujący Eustachy Rylski w fascynującym zbiorze esejów „Jadąc".

Aktualizacja: 15.02.2021 18:54 Publikacja: 15.02.2021 18:30

Foto: materiały prasowe

„Jesteśmy przypisani obrazom, dźwiękom, frazom, wersom i pejzażom w zasadzie do śmierci" – twierdzi Eustachy Rylski. Podróżuje dużo i słucha też dużo: „od kilku lat jeżdżę hondą z przyzwoitym oprzyrządowaniem muzycznym. Nie odtwarzam empetrójek, ale płyty CD – jak najbardziej". I, jak ujawnia, nie robi notatek z podróży, ale ta książka jest ich erudycyjnym ekwiwalentem.

Warto przypomnieć, że zanim Rylski stał się literatem, zebrał wiele doświadczeń życiowych. Już jako 17-latek zatrudnił się w bazie samochodowej, uczył się m.in. hotelarstwa, założył firmę transportową. W literackiej młodości miał dwóch idoli: Ernesta Hemingwaya i Jarosława Iwaszkiewicza, jak przyznawał w programie telewizyjnym „Rozmowy poszczególne".

W 1984 roku tuż przed 40. rokiem życia, zadebiutował dyptykiem „Stankiewicz. Powrót". Powieść ta powstała w dwa tygodnie i – jak mówił niejeden raz – wie, że to rekord nie do pobicia. Następną, „Człowieka w cieniu", napisał dopiero po 20 latach.

Przez ten czas tworzył niedużo – kilka sztuk teatralnych, trzy zbiory opowiadań, bo Rylski należy do nielicznych pisarzy, którzy muszą mieć istotny powód, by efekty swoich przemyśleń zaprezentować czytelnikom. A nie są to przemyślenia nieistotne, co potwierdzają liczne prestiżowe wyróżnienia, którymi został uhonorowany.

Najnowszy zbiór wciąga, ale nie przymila się do czytelnika efekciarskimi mrugnięciami. Jadąc, Rylski nie koncentruje się na pokonywaniu odległości w kilometrach, nie imponuje opisami egzotycznych krajobrazów. Wie za to, że „są pejzaże dokładające się do muzyki i jest muzyka dekorująca pejzaż" oraz że „poza zasięgiem nawet największej literatury jest to, co muzyce przychodzi łatwo, czasami wręcz od niechcenia, zdarza się, że przypadkiem". I te przypadki interesują go najbardziej.

Twierdzi, że „Bregovicia słuchać można w każdym rzęchu, słuchanie Chopina w polonezie jest wynaturzeniem. Chopin to jednak toyota camry i powyżej. Dobrze powyżej. Co do drogi, to jasne, że kompozytorowi bardziej służy trzypasmowa autostrada niż szutrówka".

Jest jednak muzyka, której nie sprosta najlepszy wóz „z najprzyzwoitszym oprzyrządowaniem", jak dzieje się w przypadku mozartowskiej „Lacrimosy". Rylski pisze: „Wtedy wyłączamy odtwarzacz lub zatrzymujemy auto, bo pierwszy wraz z drugim za mocne. Dlatego »Requiem« nie jest muzyką samochodową, a jeżeli, to na krótko. Szymanowski nic takiego w nas nie wyzwala".

Wyznaje, że słuchał muzyki cygańskiej, „by zaspokoić niższą część mej natury, domagającą się dwuznaczności, a czasami wręcz grafomanii, trzymanych jednak przy pysku przez stronę wyższą". Scena ze spotkania na granicy Macedonii i Grecji, gdy przypadkowo poproszeni o zagranie Cyganie rozczarowali bardziej, niż oczarowali, jest pretekstem do wspomnień o zapamiętanych z dzieciństwa spotkaniach z żywiołem taboru cygańskiego, do opowieści o słuchaniu ich muzyki w podróży do Włoch, o wyprawach na festiwale do Ciechocinka i o spotkaniach z Don Wasylem. Ale także do refleksji o młodziutkiej Cygance z radzieckiego filmu „Zmartwychwstanie" według Lwa Tołstoja. I o tych, którzy pojawili się w rodzinnych opowieściach zasłyszanych w dzieciństwie, a których sam nie poznał.

Rylski podąża tropem skojarzeń, raz oddalających się, raz przybliżających do muzyki, która je wyzwoliła. Przenikają się nieustannie obrazy z przeszłości, wrażenia, tezy, stwierdzenia – mieszają światy. Z tych erudycyjnych przeplatanek każdy może wziąć, ile chce, a jeszcze lepiej powiedzieć – na ile pozwalają mu wiedza i zasób doświadczeń. Czas teraźniejszy, jak to u tego pisarza bywa, ma głębokie korzenie w przeszłości.

Dla czytającego „Jadąc" wsparciem jest słuchanie współbrzmiącej z esejami muzyki przywoływanej przez autora. A zakres jest szeroki – energetyczna muzyka cygańska, pełne wspomnień rosyjskie „Tiomnaja nocz" i żałobny „Walc mandżurski", uwodzicielska muzyka Nino Roty, „boski głos Mahalii Jackson", arie z opery Karola Szymanowskiego, aż po utwory Chopina i „muzykę, która nas odprowadza". Ale jak myśli o niej Rylski – niech czytelnik dowie się sam.

„W moich relacjach z muzyką przypadków nie ma" – pisze i nie sposób mu nie wierzyć, tak jak wtedy, gdy oznajmia, że pisząc, odsłania swoje „fascynacje, oczarowania lub wręcz obsesje". Przywilejem jest móc im się przyjrzeć.

„Jesteśmy przypisani obrazom, dźwiękom, frazom, wersom i pejzażom w zasadzie do śmierci" – twierdzi Eustachy Rylski. Podróżuje dużo i słucha też dużo: „od kilku lat jeżdżę hondą z przyzwoitym oprzyrządowaniem muzycznym. Nie odtwarzam empetrójek, ale płyty CD – jak najbardziej". I, jak ujawnia, nie robi notatek z podróży, ale ta książka jest ich erudycyjnym ekwiwalentem.

Warto przypomnieć, że zanim Rylski stał się literatem, zebrał wiele doświadczeń życiowych. Już jako 17-latek zatrudnił się w bazie samochodowej, uczył się m.in. hotelarstwa, założył firmę transportową. W literackiej młodości miał dwóch idoli: Ernesta Hemingwaya i Jarosława Iwaszkiewicza, jak przyznawał w programie telewizyjnym „Rozmowy poszczególne".

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Nie żyje Paul Auster
Literatura
Mróz, Bonda, Chmielarz, Puzyńska, Stachula, Masterton – autorzy kryminałów na Targach VIVELO
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO