Nic zatem dziwnego, że ostatnio w wywiadzie dla „Svenska Dagbladet” Tokarczuk w końcu zaprotestowała. „Chcę także mieć prawo do celebrowania tej nagrody na własny rachunek i literatury, której poświęciłam całe moje życie. To nie moja wina, że otrzymuję tę nagrodę w tej samej chwili z kimś innym” - zaznaczyła.
Zastrzegła, że nie chce rozmawiać ani o kontrowersyjnym nobliście, ani na temat polityki w Polsce. Mówi, że nigdy nie recenzuje prac kolegów, bo od tego są krytycy, media i opinia publiczna. Podkreśla też, że jako psycholog nie przywykła do szybkich, prostych ocen, ponieważ za każdym wyborem kryją się zawikłane motywy.
Na pytanie, gdzie przebiega granica między sztuką a polityką, replikuje: „Nie ma takiej granicy. Sztuka komentuje zawsze rzeczywistość”. Według pisarki, definicja polityki się zmieniła: „Tu nie chodzi już bowiem o kłótnie w parlamencie, ale o to, jak się ubieramy, co jemy, miejsca gdzie mieszkamy, jak się zachowujemy wobec naszych sąsiadów, obcych, wobec zwierząt i natury” - wylicza. Jej zdaniem, obojętny wobec polityki nie pozostaje nawet romans.
Szwedzkie media zwracają też sporo uwagi na tłumaczy Olgi Tokarczuk, która często im składa hołd. „A ci wydają się tak samo lubić swoją pisarkę”- zaopiniowało „Dagens Nyheter”.
Tłumacze m.in. z Francji, Izraela i USA będą oglądać ceremonię rozdania nagród Nobla we wtorek na wielkim ekranie w Domu Pisarza w centrum stolicy.