Powieść Atwood w czytelniku wzbudza chwilami szekspirowskie pytanie: „O czym to jest do grząskich bagien?!” Ale czyta się świetnie. Kanadyjska autorka jest wytrawną pisarką. Za powieść „Ślepy zabójca” dostała Nagrodę Bookera w 2000 roku, a jej „Opowieść podręcznej” została sfilmowana przez Volkera Schlöndorffa.
Jej wersja „Burzy” trzyma w napięciu od początku do końca, choć jej związek z oryginałem jest dość luźny. „Burza” Szekspira, jeden z ostatnich utworów dramaturga, to dzieło złożone. Mimo magicznej aury, dotyka spraw uniwersalnych: władzy pełnej intryg, cywilizacji i barbarzyństwa, namiętności, a także istoty teatralności.
W powieści Atwood „Burza” staje się pretekstem do opowieści o reżyserze teatralnym Feliksie, który od lat marzy o jej niekonwencjonalnym wystawieniu. Najpierw jako dyrektor teatru i artystycznego festiwalu. Niestety, mimo wcześniejszego pasma zawodowych sukcesów, tego planu w zawodowym teatrze już nie zrealizuje, bo jego najbliżsi zaufani współpracownicy intrygują za jego plecami i z dnia na dzień pozbawiają go stanowiska.
Załamany Feliks odsuwa się od zgiełku świata, ale kiełkuje w nim myśl o porachunku z robiącymi karierę rywalami. Ta obsesja zaprowadzi go do więzienia. Tyle mogę zdradzić, że nie trafia tam jako więzień, ale reżyser, prowadzący resocjalizujące zajęcia teatralne. Razem z więźniami wystawia dramaty Szekspira: „Juliusza Cezara”, „Ryszarda III”, „Makbeta”. Więźniowie z zapałem uczestniczą w tych inscenizacjach, bo reżyser potrafi przybliżyć je tak, że odczytują je jako poruszające, sprawy im bliskie. I chętnie interpretują je po swojemu:
„Jak można było pozwolić Markowi Antoniuszowi zabrać głoś na pogrzebie Cezara? Dostał szansę, to ją wykorzystał! Ryszard przegiął, nie powinien zabijać wszystkich dookoła, później nie miał mu kto pomóc. Jak chcesz rządzić potrzebujesz sojuszników: proste!. A Makbet źle zrobił, że uwierzył wiedźmom, bo nie ma nic gorszego niż za duża pewność siebie.”