Przekazując do konsultacji publicznych projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta minister zdrowia powiedział: „Wprowadzamy no-fault". Czy o taki „no fault" lekarze apelowali podczas manifestacji przeciwko zaostrzaniu kodeksu karnego w sierpniu 2020 r.?
Renata Florek-Szymańska, chirurg ogólny i naczyniowy, Porozumienie Chirurgów „Skalpel": Nie o taki „no fault" nam chodziło. No fault powinien być opracowany jako konsensus między Ministerstwem Zdrowia, Ministerstwem Sprawiedliwości i środowiskami lekarzy i pacjentów. Idealnie by było, gdybyśmy sięgnęli po sprawdzone wzorce, np. model szwedzki, czyli no fault, który jest sprawdzony od lat.
Czytaj także: System no-fault a ustawa o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta
Na czym polega model szwedzki?
We Szwecji możliwość uniknięcia szkód medycznych jest oceniana nie według optymalnego standardu opieki leczniczej, ale według możliwości konkretnego podmiotu. Na przykład ustalenie szkody diagnostycznej opiera się na fakcie, że terapia nie następuje, jest mniej skuteczna bądź spóźniona. Taka szkoda znajduje potwierdzenie, gdy konkretny, dający się zauważyć symptom, został zignorowany podczas diagnozy albo zinterpretowany w sposób odbiegający od normalnych standardów stosowanych w takich przypadkach przez doświadczonego specjalistę. Tymczasem w Polsce społeczeństwo zawsze usiłuje spersonalizować zdarzenia niepożądane, czy nawet błąd medyczny wynikający z błędnej organizacji funkcjonowania szpitali, w osobie jakiegoś konkretnego lekarza, który w rzeczywistości nie popełnił żadnego błędu medycznego, ale miał na przykład ograniczone możliwości diagnostyczne na dyżurze.