Moim zdaniem nie. Nic nie zrobiła także w obronie demokracji na Węgrzech. Europa ma dziś większe zmartwienia niż Kaczyńskiego i Orbana. Ale może nie powinniśmy wołać do Brukseli, żeby nas wyręczyła w tym, co powinniśmy sami u siebie zrobić. Uważam natomiast, że polityka i retoryka PiS osłabi pozycję Polski w Europie i na świecie. Będzie to miało dla nas złe konsekwencje m.in. w dziedzinie realnych gwarancji naszego narodowego bezpieczeństwa. Wpłynęliśmy na sankcje unijne przeciwko Rosji w związku z konfliktem ukraińskim, ale teraz nasz głos w tej sprawie już nie będzie się liczył. W Europie nie brak takich, co chcieliby się z tych sankcji wycofać i robić interesy z Moskwą, no i pozyskać ją do wspólnej walki z Państwem Islamskim. A polska klasa polityczna zgodnie uważa, że zwasalizowanie Ukrainy prowadziłoby do powrotu Rosji na tory polityki imperialnej. Polska znajdzie się wówczas w strefie zagrożenia.
Antoni Macierewicz jako nowy szef MON deklaruje pomoc Francji w walce z terroryzmem i współpracę z USA.
To są gesty. Ważniejszym partnerem dla zachodu w walce z Państwem Islamskim będzie Rosja.
Jak pan postrzega stan polskiej opozycji?
SLD nigdy nie był lewicą, a teraz zniknął ze sceny parlamentarnej. To zapowiada zmiany na lewicy. Puste pole po lewicy zagospodarowało PiS. Teraz jednak pojawiła się partia lewicowa, która może potrafi odzyskać, choćby częściowo, plebejski elektorat lewicy – to Partia Razem.
Marksiści, którzy chcą nałożyć na najbogatszych 70-proc. podatek.
Taki podatek funkcjonuje już we Francji. PiS też chciał wprowadzić podobne regulacje, ale się z nich wycofał. A marksiści to głupie wyzwisko, które nic nie znaczy. Podobnie jak bredzenie o lewakach, o których mówią tylko prawacy. Prawactwo w Polsce aż rzuca się w oczy, a lewactwem nazywa się libertynizm obyczajowy, który nie musi iść w parze z lewicowością. Barbara Nowacka powinna może przeprowadzić rozbitków ze Zjednoczonej Lewicy i połączyć ich z Partią Razem. Rozkład tego, co pozostało z SLD będzie postępował. Partii Janusza Palikota już nie ma.
W Europie sukces odnosi skrajna prawica, nie lewica.
To nie jest dobry czas dla lewicy. To efekt globalnego kryzysu, który wstrząsnął światem i będzie wstrząsał, póki nie znajdzie się odpowiedzi na takie zjawisko, że gospodarką światową rządzą w znacznej mierze ruchy globalnego kapitału finansowego, na który żadne z państw narodowych, a nawet UE, nie mają wpływu. Ponadto, globalnym problemem stał się terroryzm i Państwo Islamskie, co bardzo wzmacnia w Europie populizm.
A co z PO?
Zobaczymy, jak się pozbiera po klęsce.
Jest pan entuzjastą Nowoczesnej?
Petru i posłowie jego partii dzielnie stają w obronie demokracji, ale reprezentują tę odmianę liberalizmu, którą wyborcy odrzucili przy urnach.
Tusk też był radykalnym liberałem.
Jak się Petru zmieni, to będę go chwalił.
Jak pan ocenia sobotni marsz w obronie demokracji i TK, na którym nie było Partii Razem?
Entuzjastycznie. To sukces samorzutnej inicjatywy obywatelskiej, przejaw społecznej aktywności, jakiej nie było od lat. Mam na myśli nie tylko liczebność manifestacji, ale także wypowiedzi jej uczestników; nie tyle polityków, ile właśnie zwykłych obywateli, którzy porzucili bierność i wystąpili jako zbiorowy podmiot. Czegoś takiego nie widziałem od wielu lat. I to właśnie daje podstawę do optymizmu. A nieobecność Partii Razem oceniam jako poważny błąd. Rozumiem, że odbudowa autentycznej lewicy po latach nieobecności w życiu kraju wymaga jasnego określenia własnej tożsamości, a więc także ideowego odróżnienia się od ultraliberałów, którzy dołączyli do marszu. Ale to nie powód, żeby powtarzać błędy radykalnej lewicy z lat 30. Pod wpływem marszu skłonny jestem przystąpić do Komitetu Obrony Demokracji. Do tego samego skłaniają mnie słowa prezesa PiS, że „dobrą zmianę" krytykuje „szczególny sort Polaków skażony genem narodowej zdrady". Jarosław Kaczyński ma wielu podwładnych, ale chyba nie ma przyjaciół. Przyjaciele odradziliby mu chyba używanie takich słów.