Marek Migalski: Po nas choćby potop...

Historia uczy, że trzeba być przygotowanym na najgorsze. Polacy tego nie pojmują.

Aktualizacja: 30.03.2021 21:31 Publikacja: 30.03.2021 19:40

Marek Migalski: Po nas choćby potop...

Foto: AFP

Z trwającej epidemii koronawirusa powinniśmy wyciągnąć wnioski, które w języku angielskim opisuje krótkie i dosadne stwierdzenie – niestety, na tyle dosadne, że szacowność łam „Rz" nie pozwala na jego dosłowne zacytowanie. Ogólnie jednak mówi ono o tym, że złe rzeczy przydarzają się w życiu.

Odchodzi powoli do wieczności pokolenie pamiętające okropieństwa wojny, starzeją się te, które doświadczyły niedostatków PRL – coraz więcej ludzi ma poczucie, że życie jest bezpieczne, dostatnie i w sumie miłe. I że zawsze takie było. Rzeczywiście, dziś życie jest nieporównanie bardziej bezpieczne, zasobne i ogólnie łatwiejsze, niż było w przeszłości, a poziom przemocy, wojen, głodu, chorób i konfliktów systematycznie spada w ostatnich stuleciach. Jednak nie zawsze tak było i właśnie obecna epidemia jest świetną sposobnością, by to sobie uświadomić oraz – co równie ważne – wyciągnąć z tego polityczne wnioski.

Kilka razy zdarzało się, iż nasz gatunek był bliski zniknięcia z powierzchni Ziemi. Tak było na przykład około 70 tys. lat temu, gdy przedstawicieli homo sapiens było nie więcej niż kilka tysięcy. Stało się to prawdopodobnie za sprawą wybuchu superwulkanu Toba na Sumatrze, którego erupcja zabiła około 75 proc. gatunków roślin na półkuli północnej (o zwierzętach nie wspominając) i wywołała globalne zmiany klimatyczne. Nasi przodkowie cudem (lub dzięki swym mózgom) przeżyli, ale mało brakowało, by Ziemia rozwijała się dalej bez ludzi.

Wszyscy pamiętamy jeszcze wybuch islandzkiego wulkanu, który w 2010 r. sparaliżował ruch lotniczy nad Europą, ale w porównaniu z innymi wybuchami w historii świata był niewielką erupcją, lewie dostrzegalną w skali planety. Zagrożenie dla ludzkości ze strony superwulkanów nie minęło.

O wiele lepiej wygląda sytuacja z obroną przed asteroidami, które mogłyby nas wszystkich uśmiercić. Choć zabrzmi to dziwnie, przed większością z nich jesteśmy w stanie się uchronić. I nie chodzi tylko o małe obiekty, które zresztą codziennie spadają na Ziemię (w ilości około... 100 ton), ale o duże – na przykład takie, jak meteor tunguski czy nawet asteroida Chicxulub. Ta ostatnia, o średnicy około 10 kilometrów, jak wiadomo, uderzyła w Ziemię około 65 mln lat temu i spowodowała wyginięcie dinozaurów. Ale nie tylko ich – bo wówczas mogło wyginąć nawet 90 proc. dużych i średnich zwierząt. Dało to szansę nam, ssakom, bo wykorzystaliśmy wówczas okazję i ze swej niszy ekologicznej wyszliśmy na świat, powoli go opanowując.

Otóż, co może dziwić, takim niebezpieczeństwom jesteśmy w stanie zapobiegać poprzez zmianę trajektorii asteroid.

Pandemia powinna była także uświadomić nam zagrożenia płynące z chorób zakaźnych, które przez tysiąclecia dziesiątkowały ludzkość. Epidemia Justyniana prawdopodobnie przyczyniła się do upadku Cesarstwa Wschodniorzymskiego, czarna śmierć zabijała czasami ponad połowę ludności europejskich miast w XIV w., choroby, które przywieźli ze sobą Europejczycy do Ameryki pozbawiły życia około 90 proc. jej rdzennych mieszkańców, słynna już hiszpanka zabiła więcej ludzi niż działania zbrojne I wojny światowej.

O ile wymienione wcześniej zagrożenia dla naszego gatunku mają charakter niejako naturalny, o tyle musimy pamiętać także o niebezpieczeństwach na nas czyhających, wynikających z działalności czysto ludzkiej. Dziś musimy zacząć poświęcać uwagę takim zjawiskom, jak groźba wojny nuklearnej, zamachy z użyciem broni biologicznej czy też ataki hakerskie w sieci. Trudno sobie wyobrazić konsekwencje zdrowotne wykradzenia z laboratoriów militarnych broni biologicznej czy też społecznych udanego ataku internetowego na elektrownie atomowe lub... nasze oszczędności.

Nie sposób wymienić wszystkich zagrożeń dla ludzkości. Ważne jednak jest to, że powinniśmy się na nie przygotować. Przynajmniej w takiej formie, jaka dostępna jest współczesnym państwom. O ile niemożliwe jest uchronienie ich obywateli przed wybuchem superwulkanów, o tyle inne zagrożenia można monitorować i starać się budować systemy zabezpieczeń. To jednak wymaga środków finansowych oraz przyzwolenia społecznego. Wyborcy muszą zrozumieć, że nie warto głosować na tych, którzy pod populistycznymi hasłami lekką ręką wydają wszystkie oszczędności budżetowe, i że należy przygotowywać się na najgorsze, a przynajmniej nie wolno żyć tak, jakby wszystko zawsze miało układać się według najbardziej optymistycznego scenariusza. Epidemia koronawirusa udowodniła, że hasło „po nas choćby potop" ma tę słabą stronę, że potopy (a także wybuchy wulkanów i pandemii) zdarzają się w rzeczywistości.

Autor jest politologiem, profesorem UŚ

Z trwającej epidemii koronawirusa powinniśmy wyciągnąć wnioski, które w języku angielskim opisuje krótkie i dosadne stwierdzenie – niestety, na tyle dosadne, że szacowność łam „Rz" nie pozwala na jego dosłowne zacytowanie. Ogólnie jednak mówi ono o tym, że złe rzeczy przydarzają się w życiu.

Odchodzi powoli do wieczności pokolenie pamiętające okropieństwa wojny, starzeją się te, które doświadczyły niedostatków PRL – coraz więcej ludzi ma poczucie, że życie jest bezpieczne, dostatnie i w sumie miłe. I że zawsze takie było. Rzeczywiście, dziś życie jest nieporównanie bardziej bezpieczne, zasobne i ogólnie łatwiejsze, niż było w przeszłości, a poziom przemocy, wojen, głodu, chorób i konfliktów systematycznie spada w ostatnich stuleciach. Jednak nie zawsze tak było i właśnie obecna epidemia jest świetną sposobnością, by to sobie uświadomić oraz – co równie ważne – wyciągnąć z tego polityczne wnioski.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?