Koronawirus wygnał Polaków z Wielkiej Brytanii?

Tylko 665 tys. Polaków wystąpiło do tej pory o legalizację pobytu w Zjednoczonym Królestwie. Resztę wygnał wirus?

Aktualizacja: 22.04.2020 06:33 Publikacja: 21.04.2020 18:20

Oficjalne dane brytyjskie dostępne we wtorek mówiły o 125 tys. zakażonych. Media już zaczynają rozli

Oficjalne dane brytyjskie dostępne we wtorek mówiły o 125 tys. zakażonych. Media już zaczynają rozliczać władze w Londynie

Foto: AFP

Do tej pory szacowano, że na Wyspy wyjechało około miliona naszych rodaków. Najnowsze dane MSW, które obejmują okres do 31 marca i podają znacznie niższą ich liczbę, trzeba jednak traktować ostrożnie.

– Ludzie czasami składają parokrotnie podania, gdy spotykają się z odmową. Ostateczny termin na złożenie dokumentów mija dopiero 30 czerwca 2021 r. To nie są więc liczby ostateczne – mówi „Rzeczpospolitej" Robert McNeil z Obserwatorium Migracji Uniwersytetu w Oksfordzie.

Do tej pory brytyjskie władze otrzymały aplikacje od 3,4 mln obywateli UE, mniej więcej tyle, ile – jak się szacuje – mieszka na Wyspach. Proces rejestracji zmierza więc wyraźnie do finału. I w przeciwieństwie do Polaków imigranci z wielu innych krajów stawili się w nadspodziewanie dużej liczbie. Podania złożyło więc 564 tys. Rumunów, 273 tys. Portugalczyków, 177 tys. Litwinów i 171 tys. Bułgarów – w każdym przypadku proporcjonalnie do ludności tych państw o wiele więcej niż przybyszów z Polski.

– Fala odwrotu Polaków rozpoczęła się już po referendum w 2016 r. To może więc być przyspieszenie tego procesu – przyznaje McNeil.

Lunatykowanie Johnsona

Bo też strach przed skutkami pandemii na Wyspach narasta. Choć Boris Johnson wciąż dochodzi do siebie w rządowej rezydencji Chequers po ostrym zapaleniu płuc spowodowanym koronawirusem, media i politycy chcą już teraz rozliczyć go z bilansu pandemii.

Konserwatywny „Times" w artykule „38 dni lunatykowania, które doprowadziły do katastrofy", ujawnił, że choć minister zdrowia Matt Hanckok otrzymał raport o skali zagrożenia wirusem już 3 stycznia, rząd dopiero po dwóch i pół miesiąca narzucił blokadę życia społecznego. Zajęty rozwodem i rozkoszujący się sukcesem przeprowadzenia brexitu premier nawet nie wziął udziału w pięciu posiedzeniach zespołu kryzysowego. Każdy weekend – to była rzecz święta – miał wtedy wolny. A jeśli już zajmował się pandemią, to po to, aby poprzeć teorię „zbiorowej odporności" forsowaną przez swojego głównego doradcę Dominica Cummingsa.

Dziś jednak dramatyczne efekty tej polityki są jasne. Kraj opłakuje około 17 tys. zmarłych (we wtorek oficjalnie podano dane z poniedziałku: 16 tys. 509, to o 449 więcej niż poprzedniego dnia). Stawia to Wielką Brytanię na piątym miejscu w smutnym rankingu. Ale to nie jest cała prawda: we wtorek Narodowy Urząd Statystyczny (ONS) przyznał, gdyby wziąć pod uwagę także zgony spowodowane wirusem w domach dla osób starszych, liczba ofiar byłaby w stosunku do danych z 10 kwietnia o 41 proc. wyższa. Teraz z pewnością grubo przekracza więc 20 tys.

Nie tylko błędy Johnsona są tego powodem. To też efekt niedofinansowania systemu powszechnej opieki zdrowotnej (NHS), który nie potrafił skutecznie stawić czoła epidemii.

Obawy przed kryzysem w „polskich" branżach

Czy to skłoniło część Polaków do powrotu do kraju, gdzie sytuacja wydaje się w większym stopniu pod kontrolą? Na pewno poważnym wyzwaniem będzie dla wielu z naszych rodaków nadchodzące załamanie gospodarki. David Blanchflower, profesor prestiżowego amerykańskiego Dartmouth College, ostrzega, że pracę na Wyspach może stracić 6 mln osób, 21 proc. zatrudnionych. To byłaby znacznie poważniejsza katastrofa na rynku pracy niż po wielkim kryzysie 1929 r., kiedy bez pracy pozostawało 16 proc. dorosłych.

Brytyjski rząd ostrzega, że jeśli czas blokady, która trwa już sześć tygodni, miałby został podwojony, to w II kwartale gospodarka kraju załamałaby się o 35 proc., a dług państwa urósłby do 110 proc. PKB. Potem, w co jednak wątpi wielu ekonomistów, królestwo miałoby czekać silne odbicie.

– Nie wszystko wróci do stanu sprzed epidemii – studzi entuzjazm optymistów prezes Banku Anglii Andrew Bailey.

Agencja analityczna McKensey ostrzega, że w Wielkiej Brytanii, podobnie, jak w pozostałych krajach Europy, aż 80 proc. zwolnień dotknie osób bez wyższego wykształcenia zatrudnionych w budownictwie czy obsłudze restauracji i hoteli. To branże, z których utrzymuje się znaczna część Polaków na Wyspach.

– W trudnych czasach wsparcie rodziny w kraju jest poważnym atutem. Można radykalnie ograniczyć wydatki, np. na wynajem mieszkania, co w szczególności w Londynie jest bardzo drogie – zwraca uwagę McNeil. Podkreśla jednak, że podanie o legalizację pobytu mogą złożyć także ci, którzy dopiero od niedawna mieszkają na Wyspach.

Dane rządowe wskazują, że 58 proc. osób, które złożyło aplikację, otrzymało status osiedlonego, podczas gdy 41 proc. – status tymczasowy.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 779