Szumowski na konferencji poinformował o wysłaniu do prokuratury zawiadomienia ws. maseczek, które nie spełniają norm, zakupionych przez Ministerstwo Zdrowia. Jak piszemy w "Rzeczpospolitej" Ministerstwo Zdrowia zakupiło za pośrednictwem firmy Kaja z Zakopanego 100 tys. masek FFP2 oraz 20 tys. maseczek chirurgicznych. Zapłaciło 4,86 mln zł, a więc po 39 zł plus VAT. Mimo certyfikatów, które przedstawił sprzedający, testy Centralnego Instytutu Ochrony Pracy wykazały, że sprzęt jest bezużyteczny.
Jednocześnie minister zdrowia stwierdził, że 600 tys. maseczek, które Polska otrzymała z "transzy z UE" "nie miało certyfikatu CE", więc zostały skierowane do badań. - Niestety maseczki które zakupiła UE nie spełniają żadnych norm - ani FFP1, ani FFP2, ani FFP3 - nie mogą być skierowane do medyków. Wyślę dziś list do KE z taką informacją, bo trafiły one do 16 krajów - mówił szef resortu zdrowia.
Minister mówił też, że gdyby nie "duże, poważne ognisko na Śląsku" "mielibyśmy kilkanaście, może kilkadziesiąt nowych zachorowań" na COVID-19 w ciągu doby.
- To pokazuje, że ten model epidemiczny w Polsce jest modelem opartym na ogniska. Dlatego zareagowaliśmy w sposób szybki i zdecydowany, żeby zbadać wszystkich, odizolować wszystkich, odizolować kontakty w kwarantannie i powstrzymać rozprzestrzenianie się koronawirusa w kopalniach - mówił Szumowski.
- Jeśli przebadamy wszystkich górników ich rodzin, osób chorych, mam nadzieję, że to ognisko uda się opanować, te wskaźniki dla Śląska wrócą do normy. Jeśli pominiemy te ogniska to wskaźnik R (wskaźnik reprodukcji wirusa - red.) spadł poniżej 1 (czyli jedna zakażona choroba zakaża mniej niż jedną kolejną - red.) - mówił minister.