W piątek minister obrony Florence Parly poinformowała oficjalnie, że testy na obecność koronawirusa dały wynik pozytywny w przypadku 1081 z łącznie 2300 osób na pokładzie Charlesa de Gaulle'a i jego okrętów eskortujących. To prawie połowa całego personelu i więcej przypadków COVID-19, niż dotychczas zanotowano np. na Słowacji (1050) czy na terenie Hongkongu (1022), nie mówiąc już o wycieczkowcu Diamond Princess (712), który na początku epidemii traktowany był jako przykład tego, jak nie należy działać w przypadku wystąpienia zakażeń koronawirusem.
Okręt, największy francuski lotniskowiec i flagowa jednostka marynarki wojennej, przechodzi długi proces dezynfekcji, odkąd pięć dni temu zawinął do bazy w Tulon. Jak poinformował komandor Eric Lavault, rzecznik marynarki, spośród zakażonych jedna znajduje się na oddziale intensywnej terapii a około 20 kolejnych osób jest hospitalizowanych. Zgodnie z wydanym przez Francuzów oświadczeniem dwóch z czterech amerykańskich marynarzy, służących na pokładzie lotniskowca w ramach programu wymiany oficerów, również uzyskało dodatni wynik testu.
Lavault w rozmowie z Associated Press przekonywał, że dowódca lotniskowca starał się zwiększyć fizyczną odległość między członkami załogi. Na okręcie nie było sprzętu do wykonywania testów, a przez większość z trzech miesięcy, gdy jednostka operowała na morzu, nie było nawet masek.
- Bardzo trudno jest zastosować środki dystansu społecznego na okręcie wojennym - mówił rzecznik. Podkreślał jednak, że „bezpieczeństwo załogi jest najważniejszym problemem”, ponieważ „okręt wojenny, zwłaszcza lotniskowiec, jest niczym bez załogi”.