Wieczorem w niedzielę dwie osoby dokonały samobójczego zamachu w pobliżu przystanku w ruchliwym centrum tureckiej stolicy. Zdetonowały ładunek wybuchowy w samochodzie, którym jechały, zabijając co najmniej 37 osób i raniąc ponad 120.
Według nieoficjalnych informacji tureckich służb bezpieczeństwa zamachowcami była para, kobieta i mężczyzna. Kobietę zidentyfikowano podobno na podstawie jej ręki, znalezionej 300 metrów od miejsca wybuchu. Nie podano jej nazwiska, ale siły bezpieczeństwa twierdzą, że urodziła się w Karsie (wschodnia Turcja), a w 2013 roku sądzono ją za przynależność do uznawanej za terrorystyczną Partii Pracujących Kurdystanu.
Dzień przed atakiem ambasada USA w Ankarze ostrzegała przed możliwością ataków, powołując się na informacje od tureckich służb.
„To zupełnie nie w naszym stylu" – powiedział o zamachu kurdyjski przedstawiciel w Moskwie Selahattin Soro, zastrzegając się jednak, że do Turcji przybywa wielu potencjalnych terrorystów.
Dotychczas Kurdowie atakowali przede wszystkim cele wojskowe, głównie w zamieszkanych przez siebie rejonach. Jednak poprzedniego krwawego zamachu w Ankarze dokonali 17 lutego właśnie oni, ale zginęło w nim kilkudziesięciu tureckich wojskowych, a nie przypadkowi przechodnie.