Decyzję Donalda Tuska, by nie kandydować w wyborach prezydenckich w 2020 r., można odczytywać jako pożegnanie tego polityka z polską polityką. W bieżącym sporze kluczowe miejsce zajmują osoby pełniące ważne funkcje, głównie wybieralne. Jako szef Europejskiej Partii Ludowej oczywiście będzie mógł prowadzić zakulisowe gry, jednak raczej zasiądzie w loży byłych prezydentów czy premierów, których słucha się z uwagą, ale to nie oni podejmują decyzje. Dlatego Tusk tym samym porzuca chęci do odgrywania pierwszoplanowej roli w Polsce. A to oznacza koniec pewnej epoki w naszej polityce. Po dwóch dekadach, które naznaczone były sporem Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem, ten drugi rezygnuje.
W pierwszej połowie 2001 r., domykając XX wiek i lata 90., których cechą było polityczne rozdrobnienie i chaos pierwszej dekady transformacji, powstały dwie partie – Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Choć powstały tuż przed wielkim triumfem wyborczym SLD, to chwilę później afera Rywina zmiotła ten ostatni, dając Tuskowi i Kaczyńskiemu szansę na podzielenie się Polską.
Początkowo PiS i PO niewiele się różniły, jednak już w 2005 r. spór między nimi wypełnił całą polityczną przestrzeń. Prawo i Sprawiedliwość postawiło na hasła społecznej solidarności, tradycjonalizmu, wzbudzania narodowej dumy oraz permanentnej insurekcji. Platforma uosabiała pragmatyzm, pozytywizm i umiarkowany progresywizm społeczny, a także silny okcydentalizm. Ten spór ideowy uosabiali właśnie Tusk i Kaczyński. Wygrywał raz jeden, raz drugi.
I nawet gdy w 2014 r. Tusk wyjechał do Brukseli, wciąż to on symbolizował obóz anty-PiS. Choć stery w Platformie Obywatelskiej przejął Grzegorz Schetyna, choć powstała Nowoczesna (czy ktoś pamięta jeszcze jej założyciela Ryszarda Petru?), w końcu choć powstała Koalicja Obywatelska – wciąż punktem odniesienia był Donald Tusk. I to do niego wzdychał cały obóz opozycyjny, to jego powrotu wypatrywano.
Ale Tusk zdecydował, że nie wraca. Walkowerem oddaje zwycięstwo Kaczyńskiemu. To starszy od niego o dekadę, wyśmiewany i wielekroć prowokowany, nienowoczesny Kaczyński wygrał wojnę o rząd dusz.