Kiedy rano związkowcy udali się do gabinetu prezesa na umówioną godzinę, pozostali strajkujący zaczęli otrzymywać e-mailowo zwolnienia dyscyplinarne. Ich delegaci nie mieli szans, by się o tym dowiedzieć, bo wyłączyli telefony. W końcu jeden z pilotów wszedł na górę, by dać znać kolegom, jaka jest sytuacja. – Wtedy prezes powiedział do zarządu: Wyciągamy! I wręczył takie same zwolnienia komitetowi strajkowemu, który przyszedł z nim rozmawiać – opowiadał kpt. Kawalec.

Strajk w LOT trwa kolejny dzień, protestujący, których jest już kilkaset osób, stoją na zimnie, niektórzy ubrani na galowo, w mundury. Na prowizorycznych stołach gorąca herbata. Toalety w biurowcu LOT, nazywanym przez pracowników „szklaną pułapką", nieczynne dla protestujących. Strajkujący opowiadają anegdotę: – Jednej z protestujących zadzwonił telefon. – Czy leci pani już do Londynu? – Nie. – A dlaczego? – Bo rano mnie pan zwolnił.

Dyscyplinarki dostało ok. 70 osób. Mimo „dyscyplinującej" rozmowy z ministrem Michałem Dworczykiem, szefem KPRM, prezes Rafał Milczarski nie chce się z nich wycofać. Zapowiada, że będzie rozmawiał z politykami opozycji, może też rozmawiać z przedstawicielami załogi – „ale nie z zarządem związku".

Zarząd uważa, że strajk jest nielegalny. Związkowcy twierdzą, że jest odwrotnie. Napięcie rośnie. Wśród strajkujących legendą stał się kapitan, który zgłosił się w poniedziałek na lot do Toronto. Prezes powiedział mu, że nikogo nie będzie już zwalniał, chodziło tylko o to, by „tamtych postraszyć", żeby przerwali strajk. Po tych słowach kapitan odmówił lotu. Jak podaje strona „Dramat w LOT" na Facebooku, „jeden z pracowników personelu pokładowego wrócił z lotu, za który otrzymał wyższe wynagrodzenie – gratyfikację za niestrajkowanie. Od razu po locie przyszedł do strajkujących i oddał im dodatkowe wynagrodzenie w gotówce".

Wszystko to buduje solidarność załogi, mimo że związek zawodowy, który nosi tę nazwę, nie poparł kolegów i koleżanek. W tej walce nie chodzi tylko o konkretne postulaty – plan oszczędnościowy, przywrócenie starego porozumienia płacowego, nawet nie o dyscyplinarki. Arogancja prezesa, który najpierw wyrzucił szefową związku personelu pokładowego, a potem kolejnych 70 osób, i pogarda, z jaką traktuje własnych pracowników, sprawiają, że ich protest to walka o przyzwoitość i obronę podstawowych praw ludzkich.