Niestety, krępują go różne ograniczenia narzucane przez współczesność. Nie ma więc w Sejmie seraju ani też złoconych mozaik, które miały robić wrażenie na barbarzyńcach. Nie płaci się głową za nieprawomyślne słowa, choć można zostać wykluczonym z obrad. Marszałek Kuchciński robi też co może, by podnieść prestiż izby i własnej osoby przez inwestowanie w chroniącą go służbę. Mundurową, oczywiście. Tu wreszcie pojawiły się złocone lampasy na spodniach, szable nieco zakrzywione z napisem „salus rei publicae suprema lex" (dobro republiki najwyższym prawem), a szef straży otrzymał nawet prawo do kordzika, czyli specyficznego sztyletu służącego do pozbawiania życia wroga bezpośrednio na polu bitwy. O prawie strażników do używania wszelkich środków przymusu bezpośredniego i podwyżkach nie wspominając.

Coraz bardziej też Sejm upodabnia się do pałacu cesarskiego, w którym blasku polerowanych podłóg nie ścierają buty dziennikarzy i ludu upominającego się o posłuchanie. Bramy nieomal spiżowe zamknęły się przed niegodnymi. Jest coraz ciszej i godniej. Co prawda zdarzają się ataki nieodpowiedzialnych posłów z barbarzyńskich krain, którzy a to przemycą Hunów w bagażniku, a to słów użyją dwuznacznych, ale nowa marszałkowska formacja szybko sobie z tym radzi. A teraz będzie mogła to robić jeszcze szybciej, bo dostała dwa psy nieznanej rasy (może od cara Rosji?), które mają szybko wywąchać wrogów. Psy są co prawda tylko dwa, ale przecież dobre praktyki należy powielać i być może marszałek zdecyduje się na całą sforę.

Jednak jeszcze nie wszystkie możliwości prawne zostały wykorzystane. Zgodnie z nowymi przepisami strażnicy mogliby dodatkowo zostać zaopatrzeni w konie, których używano by „do kontroli przemieszczania się grupy osób, wykorzystując ich masę". Można by przy okazji tego zakupu rozpocząć ogólnonarodową dyskusję o umaszczeniu koni marszałka. Biały koń? Czy może jednak kasztanka? Jedno jest pewne po doświadczeniach z Janowa: na pewno nie będzie to arab.