Kilka dekad temu, gdy się widziało w Wilnie kogoś sprzątającego ulicę, bez większego ryzyka można było się do niego zwrócić po polsku. Po wojnie w Wilnie i okolicach pozostali Polacy, którzy nie mieli wiele do stracenia, najbiedniejsi, najsłabiej wykształceni. Tworzenie elit trwa długo, droga na wysokie stanowiska nie jest prosta.
W czasach radzieckich nie było mowy o polskiej partii, polskiej frakcji, polskich posłach. Była tylko traktorzystka Sierżantowicz, która do Rady Najwyższej Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej trafiła przede wszystkim jako przedstawicielka postępowego nurtu w rolnictwie i swojego rejonu.
Po odzyskaniu niepodległości przez Litwę była już polska frakcja i byli polscy posłowie, ale przez lata nie mieli szans na kluczowe stanowiska. Ministrem budownictwa została co prawda w połowie ostatniej dekady XX wieku Aldona Baranauskien?, ale o tym, że była Polką, nie wiedzieli nawet szefowie polskich organizacji. Do tego trzeba jeszcze dodać ograniczanie praw mniejszości polskiej, zwłaszcza w pierwszej kadencji prezydent Dalii Grybauskait?, stojącej na czele nieformalnego ponadpartyjnego sojuszu nacjonalistów.
W tym kontekście widać, jak niezwykłym wydarzeniem jest powierzenie dwóch ważnych ministerstw – Spraw Wewnętrznych i Łączności – przedstawicielom polskiej partii AWPL. Jednocześnie doradcą nowego prezydenta Gitanasa Naus?dy też jest Polak, który ponad dekadę wcześniej był pierwszym ministrem (energetyki) wyznaczonym przez AWPL.
Tak wiele mniejszość polska – stanowiąca ok. 6 proc. ludności – nigdy jeszcze nie miała. Szczególnie symboliczne znaczenie ma to, że Polka Rita Tamašunien? będzie szefową MSW. Ten resort zajmuje się kluczowymi dla Litwy sprawami bezpieczeństwa (w tym granic) oraz dzieleniem środków unijnych. A wielu Litwinów podejrzewa miejscowych Polaków o sympatyzowanie z Putinem. Samej AWPL wypominano flirtowanie z zapatrzonymi w Kreml działaczami mniejszości rosyjskiej.