Żyjemy z pandemią zgodnie i bez nieporozumień. Codzienne konferencje przedstawicieli resortu zdrowia przynoszą dane, które jeszcze niedawno mocno by nas zdenerwowały: ponad 500 nowych zachorowań. Dziś nie zasługują nawet na SMS do kolegi. Życie polityczne toczy się zgodnie ze swoją kampanijną logiką. Odbywają się wiece, konferencje, spotkania – najczęściej bez maseczek, nie mówiąc o rękawiczkach. A przecież z powodu zagrożenia pandemią dopiero co przeniesiono termin wyborów!

Co się wydarzyło, że przestało nas to obchodzić? Minister zdrowia mówi, że to wszystko przez „wymazywanie górników" na Śląsku – 209 nowych zakażeń w regionie. Jak się wymaże ich wszystkich, to zachorowań ma być mniej. Ale w innych województwach też są zwyżki, np. na Dolnym Śląsku – 36. Czy tam też ktoś zrobił więcej testów? A w Łódzkiem? W Świętokrzyskiem? A na Podkarpaciu? Prawda jest taka, że żadna siła polityczna nie chce już nawet myśleć o kolejnych perturbacjach wyborczych. Ci, którzy czują się zagrożeni, mogą głosować korespondencyjnie, a ci, którzy przez następne dziewięć dni trafią na kwarantannę, wciąż mogą, do piątku 26 czerwca, liczyć na dostarczenie pakietu wyborczego. Opozycja nie stawia więc dziś pytań o zasadność ostatecznego znoszenia obostrzeń, nie podaje w wątpliwość polityki resortu zdrowia. Wszyscy chcą mieć to już za sobą. Ale 506 nowych przypadków to wysoka cena, tym bardziej że jest jeszcze jedna liczba: 14 nowych zgonów.

Minister pociesza, że nie ma transmisji poziomej, ale eksperci mają inne zdanie. Rośnie też wskaźnik zakażalności, czyli zdolność jednego chorego do zainfekowania innych osób. Jak ma nie rosnąć, jeśli wszystko jest odmrażane, a środki ochrony schowaliśmy w szufladach? Do tego jeszcze politycy dają przykład całkowitej dezynwoltury. Nic dziwnego, że niektórzy wierzą w teorię o wyłączeniu niektórych obwodów z głosowania. Rzecz jasna tych, w których szanse Andrzeja Dudy nie są wielkie.