Niemal co czwarty wyborca PiS (23 proc.) uważa, że to on mógłby w przyszłości zastąpić Jarosława Kaczyńskiego na stanowisku prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Obecny szef rządu wygrywa również w sytuacji, gdy to pytanie stawia się ogółowi wyborców. To pokazuje, jak szybko rozwija się polityczna kariera Morawieckiego. Zaledwie dwa i pół roku temu wszedł do rządu jako wicepremier ds. ekonomicznych, następnie wstąpił do Prawa i Sprawiedliwości, by pół roku temu zostać premierem.

I choć ster rządów w PiS wciąż dzierży Jarosław Kaczyński, jego przedłużający się pobyt w szpitalu sprawił, że polityczna sukcesja w partii władzy przestała być problemem czysto akademickim. I nie przestała nim być mimo pomyślnego ponoć przebiegu operacji, jaką przeszedł oraz dobrych perspektyw na rekonwalescencję. Jest zresztą tajemnicą poliszynela, że sam Kaczyński również widzi w Morawieckim osobę, która mogłaby stanąć na czele prawicy w sytuacji, w której on sam zdecydowałby się przejść na polityczną emeryturę. Jak widać, część sympatyków swej partii prezesowi PiS już się udało przekonać do tego wariantu – rękawicę Morawieckiemu może rzucić ewentualnie Beata Szydło, którą na następcę Kaczyńskiego typuje 16 proc. sympatyków rządzącej prawicy. Kolejny jest Andrzej Duda, którego wskazuje 9 proc. elektoratu PiS.

To zaś oznacza, że Morawiecki – jeśli rzeczywiście myśli o tym, by pewnego dnia stać się liderem prawicy – musi przekonać do siebie jeszcze partię Kaczyńskiego. Bo w Sejmie to wciąż Szydło dostaje gorętsze oklaski od obecnego premiera. Morawiecki musi więc sobie dziś wyznaczyć agendę tematów i zaprojektować swoją polityczną karierę. Bez wątpienia ma duży polityczny i intelektualny potencjał. Pokazał jednak, że chwilami intuicja jest go w stanie wywieść na manowce. Nie może też ulec złudzeniu, którego ofiarą stało się wielu jego poprzedników na fotelu szefa rządu – że można wyłącznie za pomocą PR zbudować swoją pozycję. Owszem, dobry wizerunek jest bardzo potrzebny, ale ostatecznie mimo świetnej pracy ekspertów od wizerunku stanowisko stracili zarówno Kazimierz Marcinkiewicz, jak i Beata Szydło. Jeśli Morawiecki marzy o czymś więcej, powinien się uzbroić w cierpliwość.

Bo nie musi się wcale spieszyć. W świetle reguł demokracji realną władzę ma ten, kto potrafi ją sobie wywalczyć, a nie ten, kto zostanie na to miejsce namaszczony przez ustępującego władcę.

Bo trzeba pamiętać, że – choć Morawiecki zajmuje pierwsze miejsce wśród potencjalnych politycznych spadkobierców Jarosława Kaczyńskiego – pozycja tego ostatniego nie jest na razie przez nikogo kwestionowana. Można bowiem też powiedzieć, że na Morawieckiego wskazuje „jedynie" 23 proc. wyborców PiS, bo zwyczajnie nie wyobrażają oni sobie tej partii bez Kaczyńskiego.