Dyrektor muzeum Jerzy Miziołek usunął z Galerii Sztuki XX i XXI w. wideo Natalii Lach-Lachowicz „Sztuka konsumpcyjna" i Katarzyny Kozyry „Pojawienie się Lou Salome". Zrobił to po zapytaniu ze strony ministra kultury Piotra Glińskiego, który zareagował na skargę, jaka wpłynęła do resortu.

Obóz rządzący kolejny raz zapisał się fatalnie w historii sztuki współczesnej, bo cenzorskimi decyzjami przywraca w Polsce aurę słusznie minionej PRL, gdy nomenklaturowi dyrektorzy, drżący przed aparatczykami PZPR, w mig odczytywali intencje rządzących.

Teoretycznie minister Piotr Gliński jest poza zarzutami. Kierowane przez niego ministerstwo wydało komunikat, że nie żądał od dyrektora Miziołka wycofania dzieł. Sprawując wszakże nadzór nad muzeum, poprosił dyrektora o wyjaśnienia. Wtedy dyrektor podjął decyzję o wycofaniu prac. Problem polega na tym, że urzędnicy bez kwalifikacji bądź obawiający się utraty stanowiska interpretują zachowania polityków zgodnie z obowiązującą wykładnią. Ta zaś, jak widać, nie chroni przed cenzurą, tylko do niej zachęca. Za tę sytuację już wprost odpowiada minister Piotr Gliński, którego polityka kadrowa jest fatalna. Bezprawnie odwołał Michała Merczyńskiego z Narodowego Instytutu Audiowizualnego i Pawła Potoroczyna z Instytutu Adama Mickiewicza, za co po przegranych przez ministra procesach podatnicy płacili odszkodowania, a będą także płacić za złamanie kontraktu z Malta Festival. Popisem niekompetencji stało się powołanie na dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu Cezarego Morawskiego, który zniszczył liczący się na świecie teatr, a kontrola NIK nie zostawiła na nim suchej nitki.

Wiele wskazuje, że powołanie Jerzego Miziołka do Muzeum Narodowego będzie kolejnym personalnym majstersztykiem ministra kultury. A usunięcie wideo z artystką jedzącą banana, co u niektórych wywołuje kosmate myśli, już doczekało się tysięcy satyrycznych komentarzy.

To smutne, że bezbronni obywatele muszą reaktywować konwencję, którą przeciwko władzy w PRL stosowała Pomarańczowa Alternatywa. Wideo z tego wydarzenia na pewno trafi kiedyś do Muzeum Narodowego, a i do światowych galerii sztuki, dokumentując absurdy obecnej polskiej polityki kulturalnej.