Dziś żadnemu z koalicjantów nie zależy na przyspieszonych wyborach, które z dużą dozą prawdopodobieństwa zakończyłyby rządy Zjednoczonej Prawicy. Rozmowy mają więc przedłużyć status quo, ustalić zakres zawieszenia broni, które pozwoli koalicji przetrwać do końca tej kadencji. Znamienne, że w komunikatach po zakończeniu spotkania padał przekaz o pracach nad porozumieniem programowym na lata 2021–2023. Może to świadczyć – w wersji pesymistycznej – o tym, że po sześciu latach wspólnych rządów koalicyjnych partnerów już nic nie łączy i trzeba znaleźć wspólne punkty programu. Ale może to też oznaczać trzeźwą refleksję, że liderzy Zjednoczonej Prawicy mają świadomość, iż świat po pandemii stawia przed Polską zupełnie inne zadania, niż to się wydawało, gdy odnawiano koalicję w 2019 roku. W tym sensie wszystkie dotychczasowe programy i plany nadają się do śmieci, a Zjednoczona Prawica musi się wymyślić na nowo. Jeśli tego nie zrobi, będzie odgrywać nieustannie swój rytualny taniec, a pewnego dnia procesy wewnętrznego gnicia będą tak zaawansowane, że dojdzie do spektakularnej implozji.

Największą przeszkodą w tym, by odłożyć na bok animozje i wspólnie zastanowić się nad nowym programem, są emocje. To potężny żywioł, który raz uruchomiony, nie da się tak łatwo okiełznać.

Więźniem swoich emocji jest przede wszystkim Jarosław Kaczyński. Ze słów polityków PiS wynika, że nie ufa on Jarosławowi Gowinowi, którego podejrzewa o to, że od długich miesięcy spiskuje z opozycją. W tym sensie bliżej mu politycznie do Zbigniewa Ziobry, który otwarcie krytykuje politykę rządu Mateusza Morawieckiego, odwołując się do nieaktualnych już w nowej rzeczywistości prawicowych fetyszy sprzed przejęcia władzy w 2015 roku.

Paradoks tej sytuacji jest taki, że politycznym zagrożeniem dla Kaczyńskiego jest Ziobro, a nie Gowin. To Ziobro prowadzi bój z PiS o ten sam elektorat, który usiłuje przekonać, że będzie wiernym strażnikiem prawicowego Świętego Graala. Gowin odwołuje się do zupełnie innego elektoratu, bardziej centrowego. W tym sensie Gowin jest dla Kaczyńskiego politycznym przeciwnikiem, a realnym konkurentem jest Ziobro. Gowin ma z Kaczyńskim układ taktyczny i może się z nim rozstać, szukając miejsca poza PiS, Ziobro zaś, jeśli odejdzie, będzie mocno podgryzał PiS z prawej strony, usiłując przejąć jego dotychczasowy elektorat. Tymczasem Kaczyński zachowuje się – pod wpływem politycznych emocji – zupełnie tak, jakby było na odwrót. To zaś nie wróży dobrze przyszłości Zjednoczonej Prawicy, o możliwości wymyślenia się na nowo nie wspominając.