Bogusław Chrabota: Historia się powtarza

O triumfach i porażkach decyduje często przypadek. Czy czymś takim będzie dla Kaczyńskiego atak na prof. Maksymowicza?

Aktualizacja: 25.04.2021 20:39 Publikacja: 25.04.2021 18:45

Bogusław Chrabota: Wyrok na Zbigniewa Ziobrę i Jarosława Gowina został już wydany.

Bogusław Chrabota: Wyrok na Zbigniewa Ziobrę i Jarosława Gowina został już wydany.

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Historia uczy, że kiepsko się kończą triumwiraty. Dzieje pierwszego z dwóch najsłynniejszych zwieńczyła śmierć Pompejusza. Drugiego – Marka Antoniusza. W obu przypadkach na placu boju zostawał ten trzeci, i to niekoniecznie z największymi atutami. I fundował dyktaturę. Tak, triumwirat na dłuższą metę jest niemożliwy, bo jego istotą jest kompromis. A kto z przywódców z ambicjami lubi kompromisy?

Jarosław Kaczyński świetnie zna historię. Bez wątpienia studiował rzymską historię i gruntownie analizował tę lekcję polityki. Dlatego nie chce i nie umie się zachować inaczej niż poprzednicy. Musi dążyć do zgniecenia sojuszników, którzy – na pewnym etapie drogi na szczyt – byli mu potrzebni. Bez nich nie dało się przejąć władzy. W kolejnych etapach – już nie. Czy pamiętasz, czytelniku, los pierwszych koalicjantów Jarosława Kaczyńskiego? Nie napiszę, że byli fajnymi facetami, jednak znacznie ważniejsze, że obaj zostali przez prezesa skutecznie z polityki wyeliminowani.

Dziś sytuacja się powtarza. Na naszych oczach przemija historia drugiego z triumwiratów Kaczyńskiego. Wyrok na Zbigniewa Ziobrę i Jarosława Gowina został już wydany. Oni to wiedzą, bo też znają historię. Prędzej czy później przyjdzie im się zmierzyć z prezesem pod jakimś Akcjum i będzie to starcie na śmierć i życie. Tyle że wcale nie jest powiedziane, że prezes wygra. Pompejusz był teoretycznie potężniejszy od Cezara, Antoniusz od Oktawiana. O triumfach i porażkach decydował w gruncie rzeczy przypadek. Ślepy traf, fatalna decyzja. Nierozważny krok.

Czyż czymś takim nie może się okazać inspirowany przez ministra Przemysława Czarnka atak na prof. Wojciecha Maksymowicza? Czarnek działa (nie ma znaczenia czy osobiście, czy przez członka swojego gabinetu politycznego) pozornie w zgodzie z logiką historii. W służbie własnej partii sieje spustoszenie w kręgach sojusznika, czyli przeciwnika – Jarosława Gowina. Przypomnienie obrzydliwych zarzutów z historii znanej w środowisku medycznym od lat ma zohydzić Maksymowicza. Pokazać, że to hipokryta, człowiek bez moralności, niegodny uczestnictwa w kręgu ludzi honoru (czytaj – Zjednoczonej Prawicy). To w jakimś stopniu uogólnienie. Postać Maksymowicza ma być metaforą całego środowiska Gowina. Czyż z takimi ludźmi można w ogóle wchodzić w alianse?

Tyle że ten atak może się okazać całkiem chybiony. Może wygrać prof. Maksymowicz i jego narracja, a z całej akcji w pamięci mogą zostać tylko niskie pobudki i intrygancka rola Czarnka. Zła wola i nieczyste intencje. Trochę jak w przypadku próby przejęcia kontroli nad Porozumieniem przez Adama Bielana. Marszałek Bielan nie wykonał swojego zadania, nie „dowiózł" prezesowi sukcesu. A teraz Czarnek. Nie dość, że nie doprowadził do skompromitowania Maksymowicza, to zostawił po sobie po sztubacku ślady. Bardzo to słabe. I słabi żołnierze prezesa. Z takim wojskiem nie wybierałbym się pod Akcjum. Bo klęska będzie jak malowana.

Czy prezes to rozumie? Czy ma świadomość, że takie akcje tylko obnażają jego intencje? Może tak. Ale nie spodziewałby się, że wyciągnie z tego wnioski. Przecież w jego życiu liczy się tylko partia. A nie jakieś tam sojusze. Czy lojalności. A Czarnek to partia.

Historia uczy, że kiepsko się kończą triumwiraty. Dzieje pierwszego z dwóch najsłynniejszych zwieńczyła śmierć Pompejusza. Drugiego – Marka Antoniusza. W obu przypadkach na placu boju zostawał ten trzeci, i to niekoniecznie z największymi atutami. I fundował dyktaturę. Tak, triumwirat na dłuższą metę jest niemożliwy, bo jego istotą jest kompromis. A kto z przywódców z ambicjami lubi kompromisy?

Jarosław Kaczyński świetnie zna historię. Bez wątpienia studiował rzymską historię i gruntownie analizował tę lekcję polityki. Dlatego nie chce i nie umie się zachować inaczej niż poprzednicy. Musi dążyć do zgniecenia sojuszników, którzy – na pewnym etapie drogi na szczyt – byli mu potrzebni. Bez nich nie dało się przejąć władzy. W kolejnych etapach – już nie. Czy pamiętasz, czytelniku, los pierwszych koalicjantów Jarosława Kaczyńskiego? Nie napiszę, że byli fajnymi facetami, jednak znacznie ważniejsze, że obaj zostali przez prezesa skutecznie z polityki wyeliminowani.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: „Pan jest członkiem”. Dlaczego Polaków nie wzrusza cierpienie polityków PiS?