Tę decyzję marszałek Marek Kuchciński podjął po cichu, robi się jednak wokół niej coraz głośniej. Na czele grupy stanął Adam Andruszkiewicz, młodziutki poseł Kukiz'15 związany z Ruchem Narodowym. Od marszałka Sejmu dostał dodatkowo zielone światło na stworzenie zespołu budującego mosty między Warszawą a Mińskiem.
Problem w tym, że w Sejmie jest już inny zespół – wspierający demokratyczne przemiany na Białorusi. Kieruje nim Robert Tyszkiewicz, poseł PO, ale są też w tym gronie wpływowi politycy PiS. Twierdzą oni, że decyzję o wznowieniu grupy międzyparlamentarnej podjęto za ich plecami, a niektórych z nich nawet wbrew ich woli do niej zapisano. Dlatego zespół Tyszkiewicza zapowiada pismo z protestem do marszałka Sejmu.
Trudno się spodziewać, że Marek Kuchciński zmiękczy swoje stanowisko, bo drogę wyznaczył mu Witold Waszczykowski. To on, jako pierwszy szef dyplomacji od 2010 roku, uścisnął w marcu w Mińsku dłoń Aleksandra Łukaszenki. Białorusinom spodobało się też to, że na placówkę w ich stolicy Waszczykowski wysłał Konrada Pawlika, byłego wiceszefa MSZ.
Skąd te przyjazne gesty pod adresem dyktatora? Wynikają one z tego, że w ogóle w relacjach Białorusi z Unią nie dzieje się źle. W lutym UE zniosła sankcje wobec tego kraju. Poza tym lepszych relacji między Polską a Białorusią oczekują mieszkańcy terenów przygranicznych, którzy nie mogą doczekać się wejścia w życie umowy o małym ruchu granicznym.
Przedstawiciele MSZ nieoficjalnie przyznają, że stosują wobec Białorusi metodę małych kroków. Jednak sztuka w tym, by nie zamieniła się ona w bieg z przeszkodami. Nawiązanie kontaktów z niedemokratycznym parlamentem na krótko przed wyborami, które mogą do niego wpuścić trochę powietrza, jest chyba przedwczesne. A robienie tego wbrew protestom posłów specjalizujących się w stosunkach polsko-białoruskich może doprowadzić nas do wizerunkowej katastrofy.