Stało się inaczej, stary/nowy premier Węgier może właściwie wszystko, dysponuje większością pozwalającą na wprowadzenie dowolnych ustaw.

Większość zachodnich Europejczyków nie ukrywa, że ma problem z Orbánem. Polacy, z których całkiem spora część raduje się z tryumfu Fideszu jak ze swojego, mogą go natomiast mieć w przyszłości.

Zachodnioeuropejskie elity, zamiast starać się zrozumieć przyczyny sukcesu Orbána i jego partii, okazują niechęć, a czasem może i pogardę, do Węgrów, którzy wybrali sobie takiego premiera („takiego" można zastąpić dowolnymi inwektywami politycznymi). W taki sposób zareagowała jedna z czołowych europejskich agencji prasowych, która rozważała wczoraj, czy możliwe jest wyrzucenie tych dokonujących złych wyborów Węgrów ze Wspólnoty. Tytuł tekstu w faz.net, portalu najważniejszego dziennika Niemiec, brzmiał zaś: „Orbán tryumfuje, Le Pen gratuluje", co wpycha zwycięzcę węgierskich wyborów do jednego worka ze zwolennikami wywrócenia do góry nogami zachodniego porządku – zniszczenia zarówno UE, jak i sojuszu w zakresie bezpieczeństwa z Ameryką.

Fidesz nie jest w tym worku. Wrogość wobec wyborów politycznych Węgrów może go tam wepchnąć. Orbán czasem zapuszcza się w niebezpieczne rejony, ale tam nie zostaje. Flirtuje z Rosjanami, ale nie na tyle, by zablokować sankcje na nich nałożone. Ostatnio nawet przyłączył się do unijnej akcji wydalania rosyjskich dyplomatów.

Polacy mieliby problem z Orbánem, gdyby naprawdę doszło do zniszczenia Unii. W nowym rozdaniu Węgrom, którzy już teraz wspierają separatyzm na Ukrainie, zależałoby na wytyczeniu nowych granic, nam na zachowaniu obecnych. W naszym interesie jest, by nasi bratankowie nie trafili nigdy do jednego worka z ugrupowaniami w rodzaju francuskiego Frontu Narodowego.