Ponieważ w polityce nikt nikomu nie ufa, a jeśli ufa, to znaczy, że jest naiwny, jedyną metodą współdziałania jest testowanie politycznych wrogosprzymierzeńców w konkretnych działaniach. Dlatego dobrze, że opozycja zaczyna myśleć o wspólnych konsultacjach i propozycjach, np. w sprawie podatku od mediów. Skoro nie da się pogodzić w sprawie aborcji, trzeba szukać innych tematów.

Czasy jedności ideowo-moralnej dawno minęły, a jeśli jeszcze gdzieś ta jedność pokutuje, to w zbudowanym w stosownym stylu późnego Gierka budyneczku przy Nowogrodzkiej. I to też tylko między członkami Zakonu, bo reszta już też się nauczyła pyskować. I nie ma żadnego powodu, by opozycja sobie teraz w obliczu kolejnej walki z PiS tę jedność przypominała. Ludzie mają różne poglądy, różną wrażliwość i wybierają różne strategie. Jedni głosują przeciw komuś, drudzy dla idei, a inni z miłości do lidera.

W latach 90. doktryna braku alternatywy serwowana przez środowiska liberalne i Unię Wolności doprowadziła do wykształcenia się PiS jako partii pełnej nienawiści, kompleksów i poczucia krzywdy. Partii budowanej jednak na realnej ludzkiej krzywdzie. Na Zachodzie mówiło się o takiej neoliberalnej doktrynie TINA (there is no alternative). Byłoby źle, gdyby dziś, w obliczu głębokiego zagrożenia demokracji, wolności mediów, praw człowieka i wolności osobistych, znów zatriumfowała jakaś TINA.

Dlatego wszystkie spotkania, konsultacje i porozumienia są na wagę złota – byle nie sprowadzały się do dyktatu. Ale czy my tak jeszcze umiemy działać? Czy inna polityka jest możliwa? Nikt nie ma złudzeń co do natury parlamentarnej gry i jej brutalności. Próbkę tych zasad, a właściwie ich braku można obserwować nawet teraz, za sprawą konfliktu w Porozumieniu. Ale jeśli nie szczytne ideały dominują w budynku przy Wiejskiej i w jego okolicy, to należy się odwołać do politycznego interesu.

I jeśli tak, to może warto sięgnąć po wrażenia obywateli z obserwacji własnego państwa. Wściekłość buzuje w społeczeństwie. I nie wynika to tylko z pandemii i działań obecnej władzy. Bierze się stąd, że ludzie nie dostrzegają nadziei. Nie dostrzegają, bo nie wierzą, że partie opozycyjne są w stanie przedstawić alternatywę i wygrać z PiS. I braku tej wiary nie zmieni licytacja między partiami, tylko spójna i szeroka propozycja. A właściwie – uzgodnione propozycje. Bo zawsze powinna być jakaś alternatywa.