Od razu podjęto więc decyzję, by ze strony obozu rządzącego nie pojawił się żaden gest, który można by uznać za konfrontacyjny wobec opozycji. Premier wysłał po żonę prezydenta Gdańska samolot do Londynu i udał się wraz z całym rządem na mszę św. w warszawskiej archikatedrze w intencji prezydenta Adamowicza, którą odprawił kard. Kazimierz Nycz, który wszak nie jest ulubieńcem Prawa i Sprawiedliwości. Na komisarza powołał najbliższą współpracowniczkę tragicznie zmarłego polityka. Władze partii zdecydowały też o tym, by nie wystawiać kontrkandydata wobec niej w wyborach, które będą się musiały wkrótce odbyć. Premier zapowiedział też udział w zaplanowanych na sobotę uroczystościach pogrzebowych.

Ale kłam tej strategii zadały co najmniej dwa posunięcia. Pierwsze z nich to poniedziałkowe „Wiadomości" w TVP, które w swoim stylu zmieniły się w 20-minutowy seans nienawiści do opozycji. Drugie to nieobecność Jarosława Kaczyńskiego na początku posiedzenia Sejmu, gdy minutą ciszy uczczono pamięć Pawła Adamowicza i pożegnał go w krótkim przemówieniu przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. I choć PiS zapewnia, że spóźnienie było czystym przypadkiem, wizerunkowo ta nieobecność była katastrofalna. Łatwo prezesa PiS teraz oskarżyć o małość, lekceważenie czy wręcz obrazę pamięci zmarłego. Trudno też znaleźć dla tego zachowania wytłumaczenie. Są takie chwile, gdy po prostu nie można się spóźniać.

We wtorek również pojawił się w PiS temat odwołania prezesa TVP Jacka Kurskiego. Miałoby to być nowe otwarcie i swego rodzaju demonstracja, że PiS nie chce konfrontacji. Jednak w obawie o twardy elektorat, szczególnie na prowincji, Kaczyński nie zdecydował się na dymisję prezesa Telewizji Polskiej. Tym samym wziął na siebie odpowiedzialność za wszelkie świństwa, które telewizja robiła przez trzy ostatnie lata, za szczucie na Adamowicza innych polityków oraz krytyków władzy, a także za nieustanne podgrzewanie polsko-polskiej wojny. W dodatku prezes podpisał żyro na wszystko, co dalej w TVP będzie się działo.

To wielki prezent dla PO, która tylko na to czekała. Widać, że Platforma konsekwentnie odmawia legitymizowania działań obozu rządzącego po śmierci Adamowicza – nie wzięła udziału w spotkaniu u prezydenta Andrzeja Dudy oraz zignorowała zaproszenie na mszę świętą u kardynała Nycza. Teraz zaś może spokojnie krytykować Kaczyńskiego, wiedząc, że emocje społeczne są raczej po stronie bliskich ofiary morderstwa niż absurdalnie niekonsekwentnego obozu władzy. To zaś dla PiS najgorszy z możliwych scenariuszy. Który pójdzie na konto Jarosława Kaczyńskiego.