Spokojna praca, stabilność, brak nerwowych ruchów w szatni i sztabie szkoleniowym przynoszą efekt. Lech jest wicemistrzem Polski, teraz dokonał dużej sztuki, wygrywając na boisku przeciwnika i w nagrodę w piątek pozna swych rywali w Lidze Europy.
W Legii jest zupełnie inaczej. Miała dobrego trenera, z którym zdobyła mistrzostwo Polski i któremu początek nowego sezonu się nie udał. Prezes Dariusz Mioduski nie wytrzymał presji i Aleksandara Vukovicia zwolnił.
To był ruch podobny do pożegnania z Jackiem Magierą. Wyrzuca się z pracy dobrych trenerów, związanych z klubem, lubianych przez kibiców, a przyjmuje na ich miejsce słabszych i odmiennych kulturowo.
Michniewicz jest trenerem, którego forują zaprzyjaźnieni dziennikarze, ulegający jego elokwencji. Oczywiście w ciągu kilkunastu dni nie był on w stanie zmienić gry Legii, ale to co zrobił nie wystawia mu dobrego świadectwa. Przebudował drużynę, poprzestawiał zawodników, wziął nowych, jeszcze niezgranych z partnerami, poprosił o przełożenie meczu ligowego ze Śląskiem, tracąc okazję do sprawdzenia zespołu, którego jeszcze nie poznał. Efekty jego fachowości widać było na boisku.
Karabach grał bardzo dobrze, ale to nie jest wybitna drużyna. Grali jak chcieli, bo źle zestawiona, nie tworząca monolitu Legia im na to pozwalała. Goście nie wygrali szczęśliwie, w wyniku kiksów warszawskich obrońców lub stronniczego sędziowania. Karabach zwyciężył, bo był pod każdym względem lepszy.