Po raz siódmy w historii III Rzeczypospolitej wybieraliśmy w niedzielę prezydenta. Kiedy oddawaliśmy do druku to wydanie gazety, zanosiło się na frekwencyjny rekord. Do godz. 17 zagłosowało 47,89 proc. uprawnionych. W wyborach prezydenckich przed pięcioma laty frekwencja o tej porze wynosiła 34,41 proc. Wyglądało na to, że okaże się wyższa także od tej z ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych.

Kolejki przed lokalami wyborczymi tworzyły się już od rana. Do południa głosował niemal co czwarty uprawniony, całą procedurę wydłużał ścisły reżim sanitarny.

Skąd tak wysoka frekwencja? Wydaje się, że kandydatom udało się zmobilizować elektorat. A być może, zniecierpliwiony odwlekaniem elekcji przez pandemię koronawirusa, zmobilizował się sam? Tak czy inaczej, tłumy przed lokalami mogą być oznaką tego, że po 30 latach demokracji Polacy wreszcie do niej dojrzeli. Zrozumieli, że los ich kraju, to, jak będzie im się w nim żyło, zależy właśnie od nich, i żeby mieć prawo do narzekania (to właściwie nasz sport narodowy, narzekamy zawsze, po każdych wyborach), trzeba poświęcić czas na wizytę w lokalu wyborczym.

W wyborach startowało 11 kandydatów. Na finiszu kampanii najważniejsza była jednak walka między dwoma: urzędującym prezydentem Andrzejem Dudą (popieranym przez Zjednoczoną Prawicę) oraz Rafałem Trzaskowskim (kandydatem Koalicji Obywatelskiej). Chociaż obaj wywodzą się z ugrupowań, których korzeni trzeba szukać w Solidarności, prezentują odmienną wizję państwa. Duda, odwołujący się do tradycji konserwatywnych, podkreślający w swojej kampanii rolę rodziny, stawiający na programy społeczne. Trzaskowski bardziej liberalny, wolnorynkowiec. Obóz urzędującego prezydenta podkreślał w tej kampanii, że bez niego dalsze reformowanie państwa będzie trudne, a niekiedy wręcz niemożliwe. Obóz Trzaskowskiego budował kampanię na przesłaniu, że czas najwyższy powstrzymać rozkład państwa.

O tym, komu udało się przekonać większą liczbę wyborców, dowiemy się zapewne we wtorek, po policzeniu wszystkich głosów, ale jeśli faktycznie frekwencja była najwyższa w dotychczasowej historii III RP, to będzie to znaczyło tyle, że jako społeczeństwo wygraliśmy.