Szułdrzyński: Kłopotliwe zwycięstwo PiS w Brukseli

Wybór Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej (a ściślej na kandydatkę unijnych przywódców, bo musi ją jeszcze zaakceptować Parlament Europejski) to bardzo kłopotliwe zwycięstwo polskiej dyplomacji.

Aktualizacja: 02.07.2019 20:57 Publikacja: 02.07.2019 20:18

Szułdrzyński: Kłopotliwe zwycięstwo PiS w Brukseli

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Zwycięstwo, dlatego, że rządowi udało się zablokować kandydaturę Fransa Timmermansa na to stanowisko. W poniedziałek jego szanse na objęcie szefostwa komisji były naprawdę bardzo duże. Dla rządu Prawa i Sprawiedliwości był on jednak kandydatem z wielu powodów nie do zaakceptowania. Jednak Timmermans najprawdopodobniej będzie wiceszefem komisji i dalej będzie rozliczać Polskę z realizacji zasady praworządności.

Von der Leyen w wielu punktach ma poglądy zbieżne z polskim interesem. Jak twierdzą polscy dyplomaci, jest ona konserwatystką, co może ułatwić porozumienie między nią a polskim prawicowym rządem. Jej mąż to przedstawiciel arystokratycznej rodziny, mają razem siedmioro dzieci. Ale ważne dla Polaków były jej poglądy. Jako minister obrony uczestniczyła w szczytach NATO w Newport i Warszawie i brała udział w podejmowaniu najważniejszych decyzji o rozszerzeniu obecności sojuszu na Wschód. Nie należy bowiem do polityków określanych w Niemczech, mianem rozumiejących Rosję, jak nad Sprewą określa się sojuszników Kremla. Podobnie jak Angela Merkel ma ona również dość wyrozumiałe podejście do Europy Środkowej – doskonale rozumie, że budowa Unii dwóch prędkości – bez naszego regionu nie jest w interesie Niemiec, gdyż kraje Wyszehradu, są razem wzięte jednym z najważniejszych partnerów handlowych Republiki Federalnej.

Czytaj także: Drogo płacimy za Timmermansa

Tu jednak natrafiamy na sporo problemów, jakie będzie miał PiS z wyjaśnieniem poparcia dla tej kandydatury. Po pierwsze rząd narzekał na to, że Niemcy odgrywają zbyt wielką rolę w Unii Europejskiej. Tymczasem teraz sam forsował Niemkę na szefową Komisji. W sytuacji, w której PiS oskarżał Donalda Tuska o to, że realizuje interesy Niemiec, gdy właśnie prowadzona jest przez prawicę nagonka na władze Gdańska za rzekomą proniemieckość, otwarte poparcie przez premiera Morawieckiego dla niemieckiej polityk na funkcję szefa Komisji Europejskiej, to przejaw jakiejś schizofrenii. Czy to oznacza, że antyniemieckość PiS to tylko gra na użytek wewnętrzny i rząd doskonale wie, że jesteśmy skazani na pogłębioną współpracę z naszym zachodnim sąsiadem, a wszystko inne to polityczny PR?  To też spory paradoks, że z jednej strony PiS mówi o tym, że chce by Niemcy wypłaciły nam odszkodowania za II Wojnę Światową, że Berlin ma zbyt duży wpływ na to, co się dzieje w Europie, a równocześnie powołany przez PiS rząd wspiera niemieckiego polityka na urząd, który jest najważniejszy w całej Unii Europejskiej. W dodatku niemiecki szef Komisji to coś co nie mieściło się w głowie przez wiele lat po rozszerzeniu Unii na Wschód i sami Niemcy uważali, że powinni się samoograniczać, bo i tak wszyscy uważają, że mają zbyt duży wpływ na losy Europy.

W dodatku niemiecka szefowa MON nie jest entuzjastką PiS – dwa lata temu przekonywała nawet, że trzeba wspierać siły, które protestują przeciwko rządom zjednoczonej prawicy, co spotkało się ze zdecydowaną reakcją polityków PiS. I dziś – tę samą osobę, którą dwa lata temu odsądzano od czci i wiary, rząd PiS uważa za swoją kandydatkę na szefową Komisji Europejskiej.

W dodatku nominacja dla Ursuli von der Leyden jest wielkim sukcesem Angeli Merkel – tej samej, którą prawicowa narracja maluje za największego wroga PiS. Jeszcze w poniedziałek niemiecka kanclerz uchodziła za największą przegraną. Forsowany przez nią socjalista Frans Timmermans okazał się nie do zaakceptowania przez unijnych przywódców, również tych, którzy są w sojuszu z Merkel w ramach europejskiej chadecji. A polski rząd nagle wyciągnął rękę do Merkel popierając na stanowisko szefa Komisji Europejskiej jedną z najbliższych sojuszniczek Merkel.

I z tym związany jest jeszcze jeden problem. Czy nowa szefowa Komisji będzie politykiem samodzielnym? Unia potrzebuje teraz wizjonerów i polityków charyzmatycznych. Pytanie czy takim kimś będzie dotychczasowa szefowa niemieckiego MON. Czy będzie miała wizję, czy też raczej będzie realizować polecenia swej politycznej protektorki Angeli Merkel? Europa nie potrzebuje słabego szefa Komisji, który będzie sterowany przez kogoś innego, ale kogoś, kto przekona do siebie nie tylko rządy wszystkich państw UE, ale również obywateli, że jest w stanie wywieść Unię z poważnego kryzysu, w jakim się znalazła.

 

Zwycięstwo, dlatego, że rządowi udało się zablokować kandydaturę Fransa Timmermansa na to stanowisko. W poniedziałek jego szanse na objęcie szefostwa komisji były naprawdę bardzo duże. Dla rządu Prawa i Sprawiedliwości był on jednak kandydatem z wielu powodów nie do zaakceptowania. Jednak Timmermans najprawdopodobniej będzie wiceszefem komisji i dalej będzie rozliczać Polskę z realizacji zasady praworządności.

Von der Leyen w wielu punktach ma poglądy zbieżne z polskim interesem. Jak twierdzą polscy dyplomaci, jest ona konserwatystką, co może ułatwić porozumienie między nią a polskim prawicowym rządem. Jej mąż to przedstawiciel arystokratycznej rodziny, mają razem siedmioro dzieci. Ale ważne dla Polaków były jej poglądy. Jako minister obrony uczestniczyła w szczytach NATO w Newport i Warszawie i brała udział w podejmowaniu najważniejszych decyzji o rozszerzeniu obecności sojuszu na Wschód. Nie należy bowiem do polityków określanych w Niemczech, mianem rozumiejących Rosję, jak nad Sprewą określa się sojuszników Kremla. Podobnie jak Angela Merkel ma ona również dość wyrozumiałe podejście do Europy Środkowej – doskonale rozumie, że budowa Unii dwóch prędkości – bez naszego regionu nie jest w interesie Niemiec, gdyż kraje Wyszehradu, są razem wzięte jednym z najważniejszych partnerów handlowych Republiki Federalnej.

Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty