Można było tego się spodziewać, ale jednak ostentacja, z jaką obie strony się do tego przyłożyły, zaskakuje. Przykre, że akurat ten dzień PiS wybrał na przeprowadzenie rekonstrukcji rządu. Owszem, w Senacie odbyła się uroczysta sesja z okazji wyborów do Senatu w 1989 r., ale ona nie wyczerpuje wyjątkowości wydarzeń tamtego roku. Tym bardziej zaskakująca była decyzja, by akurat tego dnia wmurować kamień węgielny pod pomnik Jana Olszewskiego. To czytelny sygnał, że 4 czerwca dla PiS to przede wszystkim rocznica nocnej zmiany, czyli odwołania rządu Jana Olszewskiego z 1992 r., a nie wyborów z 1989.

Prawica do niedawna narzekała, że Niemcy ukradli nam wydarzenia związane z upadkiem komunizmu, że jego symbolem dla świata stało się kruszenie muru berlińskiego, a nie Solidarność. Jednak od kilku lat sami robią wszystko, by mit Solidarności zniszczyć. I choć 4 czerwca gratulacje dla Polski i Polaków płynęły z różnych stron świata, PiS z uporem godnym lepszej sprawy wolał oddawać się prawicowej martyrologii związanej z upadkiem rządu Olszewskiego, niż budować polską markę kraju, w którym rozpoczął się demontaż komuny. Jarosław Kaczyński z Mateuszem Morawieckim nie potrafili uwolnić się od bieżącego sporu politycznego, by dobrze wykorzystać tę datę.

Niestety, nie lepiej wyglądały gdańskie obchody. Nikt specjalnie nie ukrywał, że mają być opozycyjnym konwentyklem wymierzonym w PiS. Jego kulminacją było płomienne wystąpienie Donalda Tuska, od pierwszego do ostatniego zdania poświęcone „dobrej zmianie". Nic dziwnego, że były premier krytykuje partię, która była jego głównym wrogiem. Zaskakiwały raczej historyczne porównania do 1988 i 1989 r. Być może politykom i wyborcom opozycji, którzy jeszcze smakują gorycz porażki z 26 maja, taki zabieg pomaga w leczeniu traumy. Sęk w tym, że porównywanie siebie do Solidarności, a PiS do kierowanego przez gen. Jaruzelskiego PZPR jest absurdalne co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, prominentni politycy PZPR właśnie zostali wybrani do europarlamentu z list popieranej przez Tuska Koalicji Europejskiej, a przed Tuskiem w Gdańsku występował minister w rządzie PZPR Aleksander Kwaśniewski. Po drugie, dziesięć dni temu PiS wygrał całkiem wolne i demokratyczne wybory. Porównywanie go do komunistów, którzy nie mieli demokratycznej legitymacji, jest historycznym nadużyciem.

Ale cóż, dla obu stron historia jest jedynie kijem do okładania przeciwnika.