Bartkiewicz: Dlaczego Gliński wyszedł z radiowego studia?

Wyjście Piotra Glińskiego ze studia w trakcie wywiadu udzielanego RMF FM, po tym jak padło pytanie o środki, które nie trafiły do Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, pokazuje, że PiS ma poważny problem, do którego za nic nie chce się przyznać.

Aktualizacja: 25.01.2019 11:09 Publikacja: 25.01.2019 10:32

Bartkiewicz: Dlaczego Gliński wyszedł z radiowego studia?

Foto: Fotorzepa/ Marian Zubrzycki

Gliński przed teatralnym, jak na ministra kultury przystało, wyjściem ze studia wyjaśnił, że robi to ponieważ przed rozmową deklarował, iż „nie będzie mówił o sprawach Gdańska w związku ze śmiercią prezydenta Adamowicza”. Na uwagę prowadzącego rozmowę Roberta Mazurka, że pytanie nie dotyczy śmierci prezydenta lecz decyzji budżetowej o przekazaniu mniejszej niż obiecywano wcześniej dotacji ECS, Gliński podziękował i wyszedł.

Czytaj także:

Żenujące tłumaczenia Piotra Glińskiego

Tak nerwowa reakcja w sytuacji, gdy można było po prostu kilkukrotnie powtórzyć „poproszę o kolejne pytanie” pokazuje, że politycy PiS są świadomi tego, iż tragedia w Gdańsku może być dla nich poważnym politycznym problemem. Po zabójstwie w Gdańsku po raz pierwszy bowiem, od bardzo dawna, emocje społeczne odwróciły się przeciwko PiS-owi. Dotychczas siłą tej partii było w dużej mierze to, że potrafiła ona kreować emocje lub płynąć z prądem emocji już istniejących. Teraz jednak jest to z wielu przyczyn niemożliwe.

Chociaż zbrodnia popełniona przez Stefana W. rzeczywiście nie była raczej sensu stricte zbrodnią polityczną, lecz najprawdopodobniej (na pewno stwierdzić tego nie możemy, przynajmniej do momentu przedstawienia opinii przez biegłych psychiatrów) czynem osoby chorej psychicznie, to jednak fakty są takie, że nóż Stefana W. śmiertelnie ugodził polityka przez lata związanego z PO, a sam morderca ze sceny krzyczał o Platformie, która go torturowała. Na dodatek do zbrodni doszło w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, której – mówiąc oględnie – politycy związani z PiS nie darzą zbyt ciepłymi uczuciami. A jakby tego było jeszcze mało bardzo niekorzystnie dla PiS brzmią pojawiające się w ostatnich dniach w przestrzeni medialnej informacje o poglądach politycznych Stefana W.

Ale być może to wszystko nie jest jeszcze dla PiS najgorsze. Znacznie poważniejszą konsekwencją tragicznej śmierci Pawła Adamowicza może być bowiem to, że zaprzecza ona składanym wielokrotnie przez PiS zapewnieniom o Polsce, która jest krajem bezpiecznym. Dotychczas osoby związane z obozem władzy, a także sympatycy PiS, po każdym zamachu terrorystycznym na Zachodzie podkreślali jak bardzo sytuacja tam, różni się od sytuacji tu – oczywiście na naszą korzyść. Tymczasem dziś dramatyczne sceny z Gdańska, kiedy Stefan W. po ugodzeniu prezydenta przez kilkadziesiąt sekund bezkarnie paradował z 14-centymetrowym nożem po scenie, rodzą niepokojące pytania o to, co stałoby się, gdyby atakował dalej.

Ponadto zbrodnia Stefana W. podważa inną ważną dla PiS narrację – tzn. przeciwstawienie „państwa teoretycznego” za rządów PO-PSL silnemu państwu zbudowanemu przez PiS. W sprawie Stefana W. obserwujemy bowiem również słabości instytucjonalne. Po pierwsze: cierpiący na schizofrenię paranoidalną mężczyzna, który w przeszłości dopuszczał się napadów z bronią w ręku, wychodzi z więzienia i, najwyraźniej, znika z radarów policji. I to pomimo, że przed synem ostrzega policję jego matka. I po drugie: Impreza masowa, w czasie której dochodzi do zamachu, jest chroniona czysto teoretycznie – na co pozwalają obowiązujące przepisy. I nie da się już powiedzieć, że „przez osiem lat Polki i Polacy”, bo PiS rządzi od ponad trzech lat więc miał czas na „odteoretyzowanie” państwa.

Nie dziwi więc inicjatywa premiera Mateusza Morawieckiego, który spotyka się z opozycją, wychodząc z inicjatywą zmiany przepisów, które zawiodły, co ma zapewne pokazać, że rządzący wciąż panują nad sytuacją (nota bene audyt przepisów o imprezach masowych w kontekście bezpieczeństwa rzeczywiście wydaje się niezbędny). Nie dziwi też, że wicepremier Gliński nie chce rozmawiać o Gdańsku – zwłaszcza w sytuacji, gdy rzeczywiście resort kultury zmniejszył dotację dla silnie związanego ze ś.p. Adamowiczem ECS, co rozgrzewa niekorzystne dla PiS emocje wokół sprawy. Nie chodzi jednak o to, że PiS ponosi niemal bezpośrednią – jak chcieliby najbardziej zażarci przeciwnicy obecnej władzy – odpowiedzialność za śmierć prezydenta Gdańska, bo to z pewnością stwierdzenie zbyt daleko idące. Chodzi o to, że PiS mógł przyczynić się do tragedii pośrednio poprzez gorącą temperaturę politycznej walki z Adamowiczem, a nade wszystko o to, że nie potrafił zapewnić mu bezpieczeństwa.

A za bezpieczeństwo w państwie odpowiedzialni są zawsze rządzący. I po trzech latach sprawowania rządów tą odpowiedzialnością nie da się już obciążyć poprzedników.  

Gliński przed teatralnym, jak na ministra kultury przystało, wyjściem ze studia wyjaśnił, że robi to ponieważ przed rozmową deklarował, iż „nie będzie mówił o sprawach Gdańska w związku ze śmiercią prezydenta Adamowicza”. Na uwagę prowadzącego rozmowę Roberta Mazurka, że pytanie nie dotyczy śmierci prezydenta lecz decyzji budżetowej o przekazaniu mniejszej niż obiecywano wcześniej dotacji ECS, Gliński podziękował i wyszedł.

Czytaj także:

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty