Nie ma na świecie kraju, który miałby dłuższą tradycję demokracji niż Wielka Brytania. Ale dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, co czeka Zjednoczone Królestwo w najbliższych tygodniach: zatwierdzenie przez Izbę Gmin umowy rozwodowej, „dziki” brexit, przedterminowe wybory i przejęcie władzy przez radykalnego laburzystę Jeremy’ego Corbyna, a może ponowne referendum i jednak pozostanie w Unii? Ten rozstrzał opcji jest miarą głębokiego kryzysu politycznego, w jakim znalazł się Londyn.

Na to złożyło się kilka czynników. Najbardziej widoczna jest słabość przywództwa Theresy May, która tak bardzo chciała być premierem, że podjęła się wypełnienia mandatu po Davidzie Cameronie, choć nigdy w rozwód z Unią nie wierzyła. Ale ten kryzys jest też efektem postępującej od lat polaryzacji brytyjskiego społeczeństwa, układu, w którym za kryzys finansowy i nadmierne rozregulowanie rynku finansowego zapłacili zasadniczo najbiedniejsi. Brexit to wreszcie rachunek za słabość samej Unii, jej niezrozumiałych procedur i często postrzeganych jako aroganckie instytucji, gdzie pracujący przez dziesięciolecia ci sami urzędnicy nigdy nie ponoszą odpowiedzialności przed wyborcami.

Do przypuszczalnego terminu brexitu pozostało 90 dni – rzecz jasna za mało, aby rozwiązać fundamentalne problemy. Przez ten czas da się tylko próbować minimalizować katastrofę, która może wciągnąć Wielką Brytanię i Unię w głęboki kryzys, co na lata uniemożliwi porozumienie między Londynem i Brukselą, a także zagrozi jedności samej Wielkiej Brytanii. Najprawdopodobniej Brytyjczycy będą musieli spróbować życia poza Wspólnotą, aby ostatecznie rozstrzygnąć, czy chcą jednak znów przyłączyć się do integracji. Ten rozwód trzeba jednak przeprowadzić w sposób możliwie cywilizowany.

Ale brexit to jest też wyzwanie, przed którym staje Unia. Brytyjczycy zdecydowali się jako pierwsi na wyjście ze Wspólnoty z uwagi na swój potencjał kulturowy, wielką przeszłość, wyspiarskie położenie. Ale jeśli Zjednoczona Europa nie uzna, że ten dramat rozstania zdarzył się też po części z jej winy i nie wyciągnie z tego wniosków, Wielka Brytania może znaleźć w Unii naśladowców.