Polski prawy sektor pod rękę z rosyjską propagandą

Od kilku dni nie mogę przestać przecierać oczu ze zdziwienia obserwując amok, w jaki wpadła część polskiej prawicy z powodu protestu „żółtych kamizelek” we Francji. Rekordy głupoty pobito chyba w poniedziałek, gdy Parlament Europejski odrzucił wniosek PiS o zajęcie się praworządnością we Francji, a szczególnie brutalnym zachowaniem policji.

Aktualizacja: 11.12.2018 16:12 Publikacja: 11.12.2018 14:30

Polski prawy sektor pod rękę z rosyjską propagandą

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Prawicowy internet od kilku dni żył wyłącznie zdjęciami i filmikami pobitych uczestników protestów. To o tyle ciekawe, że nagle sympatia części prawicy znalazła się po stronie protestujących, choć jeszcze tydzień temu oburzano się, że protestujących nazywa się prawicą, bo przecież to lewicowe bojówki, imigranci i chuligani, którzy podpalają samochody, motocykle, plądrują sklepy, rwą kostkę brukową, budują barykady i bezpardonowo atakują funkcjonariuszy. Ale teraz emocje się odwróciły i skoro można było uderzyć w „elity”, „Europę” czy „liberałów”, to na sojuszników wybrano ofiary brutalności policji.

Biorąc pod uwagę, że nasza prawica uwielbia odwoływać się do faktu, że przecież PiS wygrał w demokratycznych wyborach w 2015 ma więc prawo robić co mu się żywnie podoba realizując wolę suwerena, Macron jest legalnie wybranym prezydentem V Republiki, dostał w wyborach dwie trzecie głosów. Rządzi jego partia, która również wygrała legalne wybory. Protestujący korzystają ze swojego demokratycznego prawa do wyrażania sprzeciwu wobec polityki rządu, ale od protestu rząd nie jest mniej demokratyczny. Znaczna większość protestujących manifestuje pokojowo, ale dołączają się do nich grupki, które demolują wszystko wokół. I na ich działanie reaguje policja. Owszem, brutalnie. Jeśli ktoś z funkcjonariuszy przekroczył uprawnienia, powinien ponieść karę. Ale twierdzenie, że zachowanie francuskich władz jest naruszeniem praworządności, jest absurdalne. Podobnie jak absurdalne byłoby twierdzenie, że władze Hiszpanii, które aresztowały przywódców ruchu separatystycznego, by nie dopuścić do rozpadu państwa, naruszyły praworządność.

Dlaczego daję przykład Katalonii? Z prostego powodu. Jest dziś bowiem całkiem oczywiste, że ilekroć dochodziło do eskalacji napięcia pomiędzy Barceloną a Madrytem, natychmiast uruchamiała się rosyjska propaganda, która podgrzewała atmosferę. Hiszpański rząd nawet na forum Unii Europejskiej przedstawiał dowody na to, jak wyglądał ruch w internecie i gdzie pojawiały się posty, które zaogniały sytuację, gdy konflikty się zaogniały. W niedzielę "The Times" opublikował artykuł, z którego wynikało, że francuskie służby zauważyły, że ośrodki związane z rosyjską propagandą eskalują napięcie podczas protestów „żółtych kamizelek”. Gdy napisałem o tym na Twitterze, natychmiast prawa strona natychmiast zaczęła mnie atakować, że to typowy przykład liberalnego mainstreamu, który chce zamieść pod dywan niewygodne dla siebie fakty, i próbowali sprowadzić me ostrzeżenie do twierdzenia, że to Rosjanie organizują protesty we Francji. Oczywiście, że nie. Protesty wynikają z bardzo napiętej od lat sytuacji społecznej nad Sekwaną. Ale też trzeba popatrzyć na drugą stronę medalu.

Wystarczy rzut oka na rosyjską propagandową stację RT, by zobaczyć, o co chodzi w tej narracji. W we wtorek rano – prócz dużej liczby materiałów ciekawostkowych, które mają zachęcić ludzi do śledzenia tego serwisu – wszystkie informacje polityczne składały się w jedną całość. Były to albo doniesienia o brexicie, albo filmy i zdjęcie opisujące brutalność francuskiej służb wobec protestujących, albo zdjęcia z tłumienia protestu ortodoksyjnych Żydów przez wojsko w Izraelu oraz materiał o okrucieństwie policji w Nowym Jorku, informacje o rasistowskim incydencie na Uniwersytecie Columbia i tak dalej i tak dalej. Pozytywnych informacji z Zachodu tam praktycznie nie ma. Co jakiś czas pojawiają się materiały chwalące nowe rosyjskie myśliwce wojskowe, albo przelot atomowego bombowca. Narracja jest bardzo prosta. Na Zachodzie złe, opresyjne państwa biją niewinnych obywateli. Zachód to zgnilizna i rozkład, a liberalne demokracje są zdegenerowane. To my, Rosja, jesteśmy oazą spokoju, to my mamy siłę, by przeciwstawić się temu zepsuciu. Czy to nie brzmi znajomo?

Jakkolwiek przykro to stwierdzić, polska prawica, która od kilkunastu godzin na wyścigi oburza się okrucieństwem francuskich służb, epatuje zdjęciami poturbowanych manifestantów, doskonale wpisuje się w rosyjską propagandę, budującą taką właśnie wizję świata: zły, zdegenerowany Zachód, a tu oaza szczęśliwości czyli walcząca z tym zepsuciem katolicka Polska.

Nie, nie bronię brutalności francuskiego państwa, ale pytanie co jest dziś Polską racją stanu. Czy trzymanie kciuków za francuskich polityków, którzy brutalnymi środkami usiłują zachować stabilność w kraju, w którym zaczyna królować chaos? Czy też za ruch „żółtych kamizelek”, którego przedstawiciele nie tylko chcą wyjścia Francji z Unii Europejskiej i NATO (z pewnością nie martwi to Rosji), ale też protestują przeciwko zjawiskom, na których cierpi Francja ale zyskuje Polska. Słynna fabryka Whirlpool w Amiens, została zlikwidowana i przeniesiona do Polski, bo w Polsce jest tańsza siła robocza i niższe podatki. „Żółte kamizelki” protestując przeciwko dumpingowi socjalnemu, przeciwko imigracji, w istocie chcą zamknięcia swego rynku nie przed przybyszami z Afryki czy Bliskiego Wschodu, ale głównie przeciwko pracownikom z Europy Środkowej.

Wyobraźmy sobie, że teraz Emanuel Macron podaje się do dymisji i władzę przejmują „żółte kamizelki”. Czy realizacja ich postulatów będzie w interesie naszego kraju? Czy polskie bezpieczeństwo na tym zyska czy straci? Czy warto trzymać kciuki za to, by przegrał, tylko dlatego, że kiedyś śmiał skrytykować PiS?

Czy nasza prawica naprawdę nie rozumie, że znacznie ważniejsze od tego, czy ich wpis będzie miał tysiąc polubień jest to, że to co się dzieje w Francji, wcale nie jest nam na rękę. Nasza racja stanu nie polega na tym, by przegrali ci, którzy nie lubią PiS, ale byśmy robili wszystko, by pewnego dnia Polska nie znalazła się oko w oko z Rosją mając za sobą całkowicie zdezintegrowany Zachód. Dlatego nie warto dziś komentować wydarzeń we Francji pod rękę z rosyjską propagandą.

Prawicowy internet od kilku dni żył wyłącznie zdjęciami i filmikami pobitych uczestników protestów. To o tyle ciekawe, że nagle sympatia części prawicy znalazła się po stronie protestujących, choć jeszcze tydzień temu oburzano się, że protestujących nazywa się prawicą, bo przecież to lewicowe bojówki, imigranci i chuligani, którzy podpalają samochody, motocykle, plądrują sklepy, rwą kostkę brukową, budują barykady i bezpardonowo atakują funkcjonariuszy. Ale teraz emocje się odwróciły i skoro można było uderzyć w „elity”, „Europę” czy „liberałów”, to na sojuszników wybrano ofiary brutalności policji.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty
Komentarze
Izabela Kacprzak: Ministrowie i nowi posłowie na listach do europarlamentu to polityczny cynizm Donalda Tuska
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Adam Bodnar ujawnia nadużycia ws. Pegasusa. To po co jeszcze komisja śledcza?