Bramki strzelały gwiazdy: Robert Lewandowski z podania Kamila Grosickiego, Grosicki po podaniu Krzysztofa Mączyńskiego i Piotr Zieliński - sam, jak na treningu. Gdyby nie indywidualności, byłoby kiepsko. A przecież to jest gra zespołowa. W pierwszej połowie Polacy przeprowadzili cztery akcje i zakończyli je dwoma golami. W drugiej, kiedy już na boisku nie było Lewandowskiego, nie udało im się skonstruować ani jednej. Gol Zielińskiego padł w doliczonym czasie i jest wyłącznie jego zasługą.
Koreańczycy grali zupełnie inaczej niż Nigeryjczycy w piątek. Afrykanie agresywnie atakowali, nie dawali nam czasu ani miejsca na przygotowanie akcji. Koreańczycy w pierwszej połowie ograniczali się do dobrze zorganizowanej obrony. Mogliśmy robić z piłką co się nam podoba. Ale im bliżej bramki, tym było gorzej. W drugiej części, kiedy goście nie mieli czego bronić i zagrali ofensywnie, okazało się, że nawet ich mało wyszukane ataki sprawiają nam kłopoty.
Wojciech Szczęsny i Łukasz Skorupski mieli bez porównania więcej pracy niż Łukasz Fabiański i Bartosz Białkowski w spotkaniu z Nigerią.
To też o czymś świadczy. Znowu graliśmy systemem z trzema obrońcami, który po raz kolejny się nie sprawdził. Zawodnicy nie rozumieją się między sobą, obydwa gole dla Korei padły po złym ustawieniu, bo gracze pogubili się i nie bardzo wiedzieli kto kogo powinien pilnować. Pomocnicy dołożyli swoje, bo nie pomogli obrońcom.
Piotr Zieliński strzelił piękną bramkę, ale to był jeden z nielicznych jasnych momentów w jego wykonaniu. Miał okazję pokazać, że kiedy nie ma Lewandowskiego i Grzegorza Krychowiaka to on jest liderem. Nie pokazał. Pomysł ustawienia Artura Jędrzejczyka na prawej pomocy nie był najlepszy. Ale gdzie powinien grać Jędrzejczyk, silny fizycznie, dobrze strzelający głową, mający jednak kłopoty w obronie - nie wiem.