Sondaż, który publikujemy, nie sprawdził poziomu wiedzy badanych na temat tego, jak pomoc ta wygląda. Nie wiedzą oni zapewne, ile zebrał Caritas, co zrobiła Polska Akcja Humanitarna ani ile dołożył rząd. Można się niestety obawiać, że wszystko ponad szklankę wody wydałoby się tej grupie pomocą zbyt hojną. A może nawet woda byłaby w ich opinii przesadą.

To zapewne ci sami, nasi rodacy i bliźni, którzy mówią: nie ma u nas antysemityzmu, bo nie płoną synagogi. Mówią też, że nie ma u nas nienawiści wobec muzułmanów, a pobicie 14-letniej tureckiej dziewczynki to sprawa ponad miarę rozdmuchana, bo np. w Niemczech trzy razy na tydzień płoną ośrodki dla uchodźców. To, że u nas uchodźców nie ma i agresja kierowana jest przeciw osobom przypadkowym, jakoś umyka ich uwadze.

Do tej części społeczeństwa nie trafiają słowa Kościoła, papieża, prymasa, apele organizacji pozarządowych ani dramatyczne historyczne doświadczenia własnego narodu. Coś się stało, co nie pozwala im na współczucie. Gdyby było go więcej, problemu z pomocą być może by nie było. Politycy PiS przyjęliby – tak jak na początku zamierzali – kilka tysięcy uciekinierów, obojętnie w jakiej formule. Tak, byśmy nie mieli w świecie opinii małostkowych egoistów i rasistów. Ale współczucia nie ma i sondaże wciąż pokazują, jak jest ono wypłukiwane ze społeczeństwa. A te sondaże czytają politycy i dalej robią to samo. Koło się zamyka.

Tylko że coraz trudniej się w takim społeczeństwie żyje. Nie trzeba być uchodźcą, żeby odczuć stres, niechęć i agresję wylewające się ze współobywateli przy każdej okazji. To wszystko są objawy tej samej choroby.