Sportowcy na których występ - pod ostrymi warunkami - zgodzi się MKOl mogą wystartować pod olimpijską flagą. Hymnu ani symboli Rosji w Pjongczang nie zobaczymy.
Witalij Mutko, najmocniejszy człowiek rosyjskiego sportu ostatnich lat i główny organizator mundialu 2018 został przez MKOl dożywotnio uznany za persona non grata i do Pjongczang nie będzie mógł pojechać. Dodatkowym upokorzeniem dla Rosji jest to, że MKOl obciąża ją kosztami antydopingowych badań, które były konieczne, by wykazać rosyjski przekręt i nakazuje zapłacenie 15 mln dolarów. Zostaną one użyte na potrzeby związane z badaniem dopingu w przyszłości.
Jeszcze niedawno z Moskwy słychać było, że takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia, we wtorek w ciągu dnia pojawiły się jednak informacje, że Władimir Putin gotowy jest je zaakceptować i Rosja nie grozi już bojkotem igrzysk.
Decyzję MKOl traktować trzeba jako jedno z najważniejszych postanowień ostatnich lat. Gdyby Rosjan nie ukarano surowo, podważyłoby to cały sens walki z dopingiem, żaden dopingowy przestępca nie musiałby mieć poczucia winy, gdyby organizatorów państwowego oszustwa na ogromną skalę nie spotkała zasłużona kara.
MKOl zareagował dużo ostrzej niż przed igrzyskami w Rio, gdzie Rosjanie za pozwoleniem poszczególnych federacji (oprócz lekkoatletów) mogli startować pod własną flagą i jeśli wygrali, wysłuchać hymnu matki Rosji. W Pjongczang usłyszą co najwyżej hymn olimpijski i będą mogli otrzeć łzy patrząc jak na maszcie powiewa flaga z pięcioma kołami.