Ryszard Petru i Mateusz Kijowski własnymi rękami zrujnowali wiarygodność opozycji. Nie tylko ośmieszyli samych siebie, ale też idee, które głosili. Dlaczego? Ogłaszając okupację Sejmu Ryszard Petru uderzał w najwyższe tony, zapewniał, że broni demokracji przed oburzającymi działaniami Prawa i Sprawiedliwości. Można było odnieść wrażenie, że sprawa jest najwyższej wagi, skoro posłowie PO i N spędzali w sejmowej sali Wigilię i Sylwestra. Jednak wyjeżdżając do Portugalii, by w cieplejszym klimacie przywitać Nowy Rok w towarzystwie partyjnej koleżanki, Petru odebrał protestowi całej opozycji jakąkolwiek powagę. Bo albo opozycja usiłuje powstrzymać rzekomo autorytarne zapędy Prawa i Sprawiedliwości i sprawa jest najwyższej wagi, albo to tylko taki happening po którym lecimy na południe Europy wygrzać się w słoneczku.

Podobny mechanizm działa w przypadku Mateusza Kijowskiego. Znacznie trudniej będzie wierzyć w szczerość jego intencji, uwierzyć, że KOD chce rzeczywiście bronić demokracji, jeśli nagle opinia publiczna dowiaduje się, że firma lidera Komitetu wystawiała Komitetowi faktury za usługi... informatyczne. I znów powstaje problem: czy chodziło rzeczywiście o to, by bronić standardów demokratycznych, czy o to, by znaleźć sobie sposób na życie i zarabianie pieniędzy. Owszem, każdy lider społeczny ma prawo pobierać wynagrodzenie za swoją działalność. Nie mam nic przeciw temu, by ktoś kto cały swój czas poświęca działalności publicznej pobierał za to pensję. Ale w sposób transparentny a nie wystawiając dziwne faktury.

Zachowanie zarówno lidera Nowoczesnej i lidera KOD dowodzi ich kompletnej niedojrzałości politycznej. Zarówno Petru jak i Kijowski tłumaczą, że ich działanie było „niezręczne”. Ale w polityce nie ma niezręczności. Albo działasz skutecznie i idziesz naprzód, albo też popełniasz błędy i przegrywasz. A działanie obu panów doprowadziło nie do podważenia wiarygodności ich oporu wobec działań Prawa i Sprawiedliwości. Paradoksalnie sami wpisali się w narrację, którą od dłuższego czasu głosił PiS, mówiąc, że protestują przeciwko niemu ludzie, których zmiana władzy odsunęła od władzy i pieniędzy, walczą więc z partią Jarosława Kaczyńskiego wyłącznie z przyziemnych powodów.

Opozycja ma więc dziś potężny kłopot, nie tylko wizerunkowy, ale w pewnym sensie egzystencjalny. Sama w pewnym sensie zakwestionowała wartości o które walczyła. Jeśli więc nie wymyśli nowej narracji, nowego pomysłu, albo jeśli po prostu nie dojrzeje politycznie, nie ma szans podjąć wyrównanej walki z Prawem i Sprawiedliwością. Trzeba też przyznać, że PiS nie mógłby wymyślić sobie lepszej opozycji. Po autokompromitacji Kijowskiego i Petru, Kaczyński może powiedzieć dziś to, co parę lat wcześniej mówił Donald Tusk – PiS może dziś przegrać tylko ze sobą.