Dokładnie na miesiąc przed wyborami doczekaliśmy się nie tylko hiperaktywnej kampanii (prawica potrafi organizować dwie regionalne konwencje dziennie), ale również długo oczekiwanego programu Prawa i Sprawiedliwości – ponaddwustutrzydziestostronicowego opracowania pt. „Polski model państwa dobrobytu”. Sceptycy powiedzą, że papier zniesie wszystko, ale zarówno sympatycy, jak i zacięci wrogowie partii prezesa Kaczyńskiego mają wreszcie kompleksowe opracowanie, do którego można i trzeba się odnieść.
Zapewne program wyborczy PiS będzie przez najbliższe tygodnie rozpracowywany w najdrobniejszych szczegółach. A nie będzie to wcale proste, bo składa się niemal z samych szczegółów. Dziś, po pobieżnej lekturze, można tylko opisać ogólne wrażenia. Do przedstawienia gruntowej oceny potrzebna będzie jednak znajomość Excela i kalkulator, choćby po to, by sprawdzić, czy zakładany wzrost PKB pozwoli na hojne wydatki. Przyda się też szczypta magii, by zagwarantować, że światowa gospodarka nie wejdzie w recesję, bez czego nie da się udźwignąć kosztów „Polskiego modelu państwa dobrobytu”.
Dowiedz się więcej: Prawo i Sprawiedliwość pokazuje swój program
Dokument, oprócz masy szczegółów, powtarza czasem znane komunały, a czasami wręcz wprawia w osłupienie. Potwierdza ogólnie pojmowaną doktrynę PiS zakładającą, że partia ta mocno hołduje etniczno-narodowej wspólnocie, której fundamentalnym spoiwem są wartości chrześcijańskie. Kwestie ponadnarodowe, Unia Europejska znalazły się na dalszym planie. W programie partii Jarosława Kaczyńskiego liczą się przede wszystkim państwo, naród i chroniona przez wieki przez Kościół moralność. Nie ma w tym planie miejsca na gender, „szkodliwe” ideologie, eutanazję czy eugenikę. Jest za to sprzeciw wobec „nowej europejskiej tożsamości, która miałaby zastąpić tożsamość narodową”. Kościół katolicki zaś to jedyny depozytariusz nauki moralnej, poza którą jest tylko nihilizm.
Karykaturalnością i dosadnością określeń razi opis politycznej przeszłości Polski, zanim nadeszła „dobra zmiana”. Wyłania się z niego postkomuna, rozregulowana, niesprawna demokracja, w polityce zagranicznej realizująca klientyzm wobec Niemiec, Brukseli i Rosji, a w wewnętrznej odpowiedzialna za powszechną niesprawiedliwość, osłabianie armii i instytucji kontrolnych państwa, a nawet łamanie praw człowieka.